Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/253

Ta strona została przepisana.

Nautilus odświeżywszy swoje powietrze, zagrażył się znów na jakie piętnaście metrów, żeby mógł szybko wrócić na powierzchnię fal — co się też niejednokrotnie powtarzało w tym dniu 19-go stycznia, i wbrew zwyczajowi. Za każdym razem porucznik okrętu wychodził na pokład, a potem zwykły frazes rozlegał się wewnątrz statku.
Kapitan Nemo nie pokazywał się wcale. Z ludzi do statku należących, widziałem tylko milczącego służącego, który jak zwykle spełniał swoje względem mnie obowiązki służbowe.
Około drugiej bylem właśnie w salonie porządkując moje notatki, gdy zjawił się kapitan. Ukłoniłem mu się, a on oddał mi ukłon gestem ledwie widzialnym, ale nic nie mówił. Wróciłem do mej czynności, przypuszczając że mi da jakieś objaśnienia o tem co zaszło nzcy poprzedniej — alem się omylił. Spojrzałem na niego; zdawał mi się zmęczony. Oczy miał zaczerwienione, jakby nie spał, a na twarzy jego widać było smutek a nawet zmartwienie. Chodził tu i tam, siadał, wstawał, brał pierwszą lepszą książkę i kładł ją napowrót; przyglądał się narzędziom obserwacyjnym, nie notując, jak to czynił zwykle, swych spostrzeżeń. Zdawało się, że sobie miejsca znaleźć nie może.
Nakoniec zbliżył się do mnie i rzekł.
— Czy jesteś pan lekarzem, panie Aronnax.
Nie takiego spodziewałem się pytania; to też patrzyłem na niego przez chwilę, nie odpowiadając.
— Czy pan znasz się na leczeniu? — powtórzył — wielu z pańskich kolegów poświęca się medycynie, np. Gratiolet, Moquin, Taudon i inni.