Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/268

Ta strona została przepisana.

lekarstwem od kaszlu, najwyborniejszą „panieńską skórka.”
Przez kilka dni widywaliśmy znaczną liczbę ptaków wodnych płetwonogich, mewy lub goëlandy. Niektóre z nich zręcznie zastrzelone i stosownie przygotowane, dostarczyły nam zwierzyny wodnej wcale smacznej. Między wielkiem ptastwem daleko odlatującem od lądów i odpoczywającemu na falach morskich, spostrzegłem żagłościga, którego głos wrzaskliwy przypomina ryczenie osła; widziałem także ptaki należące do rodziny długoskrzydłych. Rodzinę całopłetwych przedstawiały szparkie fregaty, które w lot chwytają ryby na powierzchni, oraz liczne faëtony – między innemi faëton czerwonawy wielkości gołębia z biało-różowem pierzem, pięknie odbiajającem od czarnych skrzydeł.
Sieci Nautilusa wyciągnęły kilka gatunków żółwi morskich, z wypukłym grzbietem, których skorupa jest wysoko ceniona. Te płazy, z łatwością się zanurzające, mogą długo przebywać pod wodą, zamknąwszy mięsistą klapę przy zewnętrznym otworze kanału nosowego. Niektóre z tych żółwi, gdy je schwytano, spały jeszcze, skorupą zabezpieczone od żarłoczności zwierząt morskich. Mięso ich wogóle nieszczególne, ale jaja stanowią smakowitą potrawę.
Co do ryb, zawsze one budziły nasze podziwienia, ilekroć przez otwarte okiennice śledziliśmy tajemnice ich wodnego życia. Zauważyłem kilka gatunków nad któremi dotychczas nie robiłem spostrzeżeń.
Głównie przytoczę ostrygowate, właściwe morzu Czerwonemu, morzu Indyjskiemu, i tej części oceanu, która oblewa brzegi Ameryki równikowej. Ryby te