jedno argonauta i pływaka, dlatego że obadwaj mają macki — herezya ta godną byłaby potępiania.
Owóż po powierzchni Oceanu podróżowała wówczas gromada argonautów. Naliczyliśmy ich kilka secin. Należą one do gatunku argonautów brodawkowatych, właściwych morzu Indyjskiemu.
Mile te mięczaki poruszały się, cofając za pomocą rurki, którą wyrzucają wciągniętą w siebie wodę. Z ośmiu ich macek, sześć przedłużonych i zwężonych płynęło na powierzchni wody, gdy dwie pozostałe zaokrąglone płetwowato, rozciągały się na wietrzne niby lekki żagiel. Doskonale widziałem ich muszlę śrubowatą, którą Courier trafnie porównał do zgrabnej szalupy. W istocie prawdziwy to statek, unoszący zwierzę które go wydzieliło, a jednak do niego nie przystający.
— Argonauta może opuścić swoją muszlę — powiedziałem do Conseila — ale nigdy jej nie opuszcza.
— Zupełnie tak samo jak kapitan Nemo — odpowiedział roztropny chłopiec. Z tego powodu lepiejby zrobił, nazywając swój okręt Argonautem.
Przez całą prawie godzinę Nautilus płynął pośród tej gromady mięczaków. Potem niewiem dlaczego zdjął je przestrach ogromny. Jakby na dany znak wszystkie żagle się zwinęły, ramiona opadły, ciała się skurczyły, muszle przewracając się zmieniły środek ciężkości, i cała flotylla zniknęła pod wodą. Stało się to w oka mgnieniu, i nigdy jeszcze okręty eskadry nie manewrowały z dokładną jednostajnością.
W tej chwili noc nagle zapadła i bałwany zlekka poruszane wiatrem, spokojnie przedłużały się pod Nautilusem.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/274
Ta strona została przepisana.