księżyc od dwóch dni na nowiu, niknął jeszcze pod widnokręgiem w promieniach słońca. Całe niebo, mimo promieni gwiaździstych, zdawało się być czarne w porównaniu z białością fal morza.
Conseil nie chciał wierzyć własnym oczom i rozpytywał mnie o przyczynę tego osobliwego zjawiska. Szczęściem mogłem dać mu żądane objaśnienie.
— Morzem mlecznem — rzekłem — nazywa się rozległa przestrzeń białych bałwanów, często widywanych przy brzegach Amboise i w tych stronach.
— Jednakże proszę mojego pana — odrzekł Conseil — czy mój pan nie raczyłby mnie objaśnić jaka przyczyna sprawia ten skutek — gdyż jak mi się zdaje, woda nie przemieniła się w mleko.
— W istocie, mój chłopcze, nie przemieniła się, i tę zdumiewającą cię białość, sprawia niezliczone mnóstwo wymoczków, niby świętojańskich robaczków, galaretowatych, bezbarwnych, nie grubszych jak włos, a nie dłuższych nad piątą część milimetra. Niektóre z tych żyjątek łączą się z sobą na przestrzeni mil kilku.
— Mil kilku! — powtórzył zdziwiony Conseil.
— Tak, mój chłopcze, i nie łam sobie głowy przy dodawaniu liczby tych wymoczków! Liczba to nieskończona, bo jeśli się nie mylę, byli już żeglarze, co po czterdzieści mil płynęli na tem morzu mlecznem.
Nie wiem czy Conseil usłuchał mojego zalecenia, widocznie jednak pogrążył się w głębokich dumaniach, prawdopodobnie usiłując obliczyć, ile czterdzieści mil kwadratowych obejmuje piątych części milimetra. Co do mnie, ciekawie przypatrywałem się zjawisku. Przez kilka godzin Nautilus ostrogą swoją pruł te białe bałwany, i jak zauważyłem, bez szelestu ślizgał się po
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/276
Ta strona została przepisana.