Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/303

Ta strona została przepisana.

Nemo się zawróci — omyliłem się jednak; z wielkiem mojem zdziwieniem, stało się inaczej.
Nazajutrz 7-go lutego, wpłynęliśmy do cieśniny Babel-Mandeb, której nazwa w języku arabskim znaezy: „Wrota Łez.“ Na dwadzieścia mil morskich szerokości, ma tylko pięćdziesiąt dwa kilometry długości i Nautilus pędzący z największą szybkością, przebiegł tę przestrzeń niespełna w godzinę. Nic też nie widziałem, ani nawet wyspy Perim, którą rząd angielski umocnił pozycyą Aden. Zbyt wiele parowców angielskich i francuzkich poczty z Suez do Bombay, do Kalkuty, do Melburn, do Burbon i do Maurycego, snuło się wtem ciasnem przejściu, aby Nautilus odważył się pokazać na powierzchni. Roztropnie też ukrywał się pod wodą.
Nakoniec w południe pruliśmy już fale morza Czerwonego.
To morze Czerwone, sławne jezioro z tradycyi biblijnych, ktrego deszcze nie odświeżają, ani rzeki większe nie zasilają, które ciągle wyczerpuje zbyteczne parowanie i które corocznie traci najmniej półtora metra grubą warstwę wód swoich. Dziwna zatoka, która zamknięta jak jezioro, byłaby już może wysuszoną, niższa pod tym względem od swoich sąsiadek morza Kaspijskiego i morza Martwego, które tyle tylko tracą wody przez parowanie, ile jej otrzymują, przez napływ rzek.
To morze Czerwone ma dwa tysiące sześćset kilometrów średniej szerokości. Za czasu Ptolomeuszów i cesarzów rzymskich, było ono wielką arteryą handlową świata, a przekopanie międzymorza wróci mu tę