Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/315

Ta strona została przepisana.

— Przypadkiem i przez rozumowanie, panie profesorze; a nawet bardziej przez rozumowanie niż przypadkiem.
— Kapitanie, słucham cię, ale uszy nie chcą wierzyć temu co słyszą.
— A kochany panie! Aures habenut et non audient[1], tak bywa po wszystkie czasy. Nietylko że przejście to istnieje. ale nawet korzystałem z niego kilka razy. Inaczej nie puszczałbym się dziś na morze Czerwone, nie mające wyjścia.
— A czy nie będzie niedyskrecyą z mej strony, jeśli zapytam jak pan wykryłeś ten tunel?
— Kochany panie — odpowiedział mi kapitan — nie potrzebne są sekreta między ludźmi, którzy nie mają się nigdy rozstać.
Nic nie odpowiedziawszy na to przypomnienie naszej niewoli, czekałem opowiadania kapitana Nemu.

— Panie profesorze — rzekł — proste rozumowanie naturalisty naprowadziło mnie na wykrycie tego przejścia, które ja jeden znam tylko. Zauważyłem, że w morzu Czerwenem i w morzu Sródziemnem jest pewna liczba, ryb najzupełniej jednakowego gatunku: tęczaki, płaszcze, okunie i różnobarwne wężoryby pannicami zwane. Upewniwszy się o tym fakcie, zadałem sobie pytanie, czy niema komunikacyi między dwoma morzami. Jeśliby była, prąd podziemny koniecznie iść musiał z morza Czerwonego do Śródziemnego, z prostej przyczyny różnicy poziomów. Złowiłem przeto znaczną liczbę ryb w okolicach Suezu, włożyłem im na

  1. Mają uszy a, nie słyszą