Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/323

Ta strona została przepisana.

Ścigaliśmy go nieustannie przez całą godzinę i zaczynałem już wątpić czy go złowimy, gdy zwierzę wpadło na niefortunny dla siebie pomysł, zemszczenia się na napastnikach. W istocie rzuciło się na łódź, napastując nas nawzajem.
Kanadyjczyk zawczasu spostrzegł ten manewr.
— Baczność! — zawołał.
Sternik szepnął słów kilka swoim dziwacznym językiem, zapewne ostrzegając swoich ludzi aby się mieli na ostrożności.
Dugung dotarłszy na dwadzieścia stóp do łodzi, zatrzymał się, i łapczywie wciągnął w siebie powietrze szerokiemi, jakby przebitemi nozdrzami, które są nie w końcach, lecz na górnej części jego pyska/ Potem z silnym zamachem rzucił się na nas.
Łódź nie mogła uniknąć tego starcia, nawpół przewrócona, została zalana kilku beczkami wody, którą wyrzucić należało; dzięki jednak zręczności sternika, uderzona z ukosa a nie wprost, nie zatonęła. Ned-Land uczepiwszy jednę nogę pod belką przodu łodzi, harpunem szpilkował olbrzymiego zwierza, który zębami schwyciwszy brzeg łodzi, podniósł ją nad wodę, niby lew schwytaną sarnę. Powaliliśmy się jeden na drugiego i nie wiem jakby się ta przygoda skończyła, gdyby Kanadyjczyk srodze zawzięty na zwierzę, nie zakończył walki, uderzając nareszcie dugunga w samo serce.
Usłyszałem zgrzytanie zębów na blasze żelaznej, i dugung zniknął ciągnąc z sobą harpun. Wkrótce jednak baryłka wypłynęła na wierzch, i po kilku sekundach ukazało się cielsko zwierza na grzbiet przewró-