Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/326

Ta strona została przepisana.

A teraz, panie Aronnax, jeśli raczysz zejść ztąd. Nautilus zanurzy się pod wodę i nie wprzód wypłynie na powierzchnię, aż przejdzie przez Arabian-Tuel.
Poszedłem za kapitanem Nemo. Ściana się zamknęła, zbiorniki napełniły się wodą i przyrząd zanurzył się w głębokości dwunastu metrów.
Kiedym już chciał wracać do swego pokoju, kapitan mnie zatrzymał.
— Panie profesorze — rzekł — czy nie zechcesz pójść zemną do klatki sternika?
— Nie śmiem o to prosić — odpowiedziałem.
— Więc chodź pan. Tym sposobem zobaczysz wszystko, co można widzieć w tej żegludze zarazem podziemnej i podmorskiej.
Kapitan zaprowadził mnie ku schodkom środkowym. Przeszedłszy połowę schodów, otworzył drzwi, wstępował na górę wzdłuż statku, i tak doszedł do klatki sternika, która jak wiadomo, sterczy na końcu platformy.
Był to pokoik mający po sześć stóp z każdej strony, dość podobny do tych jakie zajmują sternicy parowców Mississipi lub Hudsonu. Pośrodku obracało się koło prostopadle ustawione i przymocowane do steru, na podwalinie ciągnącej się aż do tyłu Nautilusa. Cztery okienka z szybami soczewkowemi utkwionemi w czterech ścianach, pozwalały sternikowi patrzeć we wszystkich kierunkach.
Pokoik ten był ciemny — wkrótce jednak oczy moje oswoiły się z tym mrokiem i spostrzegłem sternika, krzepkiego chłopa, którego ręce opierały się na dzwonach koła. Przez okienka widać było morze jasno