Na ścianach nizkiego sklepienia widziałem już tylko smugi światła, proste kresy i bruzdy ogniste, które tworzył blask elektryczny szybko lecącego statku. Serce mi biło gwałtownie, przyciskałem je ręką.
O trzydzieści pięć minut na jedenasta, kapitan Nemo odszedł od koła przy sterze i rzekł obracając się do mnie:
— Morze Śródziemne.
Tak więc, w niespełna dwadzieścia minut, Nautilus porwany tym potokiem przebył międzymorze Suez.
Archipelag Grecki.
Nazajutrz 12-go lutego o wschodzie słońca, Nautilus wypłynął na wód powierzchnię. Co żywo wybiegłem na platformę. Z odległości trzech mil widziałem w stronie południowej mgliste zarysy Peluzy. Potok przerzucił nas z jednego morza na drugie. Tunel ten jednak tak łatwy do przebycia z góry na dół, musiał być nieprzebytą drogą, gdyby się chciało wpływać nim pod górę.
Około siódmej, Ned i Conseil przyszli do mnie na platformę. Dwaj ci nieodłączni towarzysze spali sobie spokojnie, nie wiele się troszcząc o przewagi Nautilusa.
— Cóż, panie naturalisto — szyderczo wyzywającym tonem spytał mię Kanadyjczyk — a owo morze Śródziemne?