Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/333

Ta strona została przepisana.

dyjczyk jednak musiał być w duchu zadowolony, że nie miał go przeciw sobie.
— A więc panie — odezwał się Ned-Land, skoro Conseil nie istnieje, dysputujmyż z sobą. Ja już powiedziałem swoje, pan mię słyszałeś; cóż więc na to odpowiesz?
Widocznie trzeba było dać stanowczą odpowiedź, gdy wybiegi zaczynały już we mnie wstręt budzić.
— Przyjacielu Ned — rzekłem — moja odpowiedź jest taka: masz słuszność przeciw mnie, i moje dowodzenia się ostoją się w obec twoich. Nie trzeba liczyć na dobrą wolę kapitana Nemo. Najpospolitsza roztropność zabrania mu wypuszczenia nas na wolność. Przeciwnie, nam roztropność nakazuje korzystać z pierwszej sposobności do ucieczki z Nautilusa.
— Ślicznie, panie Aronnax, to się zowie mądrze mówić?
— Zrobię tylko jedną uwagę, jedyną. Sposobność powinna być przyjazną. Nasza pierwsza próba ucieczki musi się powieść, bo gdy się nie powiedzie, nie znajdziemy już drugiej sposobności, a kapitan Nemo nigdy nam nie przebaczy.
— Uwaga bardzo sprawiedliwa — odpowiedział Kanadyjczyk — stosuje się jedna do wielkiej próby ucieczki, czy za dwa dni czy za dwa lata. Owóż kwestya pozostaje zawsze ta sama i taka: jeśli się zdarzy przyjazna sposobność, trzeba z niej korzystać.
— Zgoda. A teraz czy zechcesz mię objaśnić mości Land, co rozumiesz przez przyjazną sposobność.
— Rozumiem to: gdy w noc ciemną Nautilusa zbliży się do brzegów europejskich.
— A wtedy zechcesz ratować się wpław?