Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/339

Ta strona została przepisana.

W tej chwili kapitan Nemo obrócił się do mnie:
— Mówiłeś więc, panie profesorze? — zapytał.
— Ja nie nie mówiłem, kapitanie.
— W takim razie pozwolisz mi pan życzyć mu dobrej nocy.
I to powiedziawszy, kapitan Nemo wyszedł z salonu.
Łatwo pojąć, że wróciłem do swojego pokoju wielce zaintrygowany. Daremnie usiłowałem zasnąć. Umysł mój wciąż pracował, szukając związku między ukazaniem się owego nurka i tą — szkatułą pełną złota. Wkrótce z pewnego kołysania się statku poznałem, że Nautilus opuścił dolne warstwy morza i wypłynął na powierzchnię.
Potem słyszałem stąpania na platformie. Zrozumiałem, że odczepiano łódź i spuszczano ją na morze. Łódź uderzyła o bok Nautilusa, i po chwili wszelki szmer ucichł.
We dwie godziny później usłyszałem znów ten sam szmer i te same stąpania po platformie. Łódź wciągnięta na pokład, przymocowaną została do swojej osady, i Nautilus zanurzył się w morzu.
Tak więc owe milijony odesłane zostały według adresu. Na jaki punkt lądu? Z kim korespondował kapitan Nemo?
Nazajutrz opowiedziałem Conseilowi i Kanadyjczykowi wypadki tej nocy, które tak zaostrzyły moją ciekawość. Towarzysze niemniej byli zdziwieni.
— Zkąd on jednak bierze te miljony — spytał Ned-Land.
Na to pytanie niepodobna było znaleść odpowiedzi. Po śniadaniu poszedłem do salonu, i zabrałem się