Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/355

Ta strona została przepisana.

straszny! Ileżto istot żyjących zginęło w tem rozbiciu, ile ofiar pogrążyło się w bałwanach! Czy który z marynarzy pokładu przeżył tę straszną katastrofę, żeby ją opowiedzieć światu, lub też fale morza przechowują jeszcze w tajemnicy ów złowrogi wypadek? Nie wiem dla czego, ale mi przyszło na myśl, że tym statkiem pogrzebionym pod wodami jest może Atlas, który z osadą, pasażerami i towarami zniknął przed dwudziestu laty, i do dziś dnia nic o nim nie słychać! Ah! jak okropną byłaby historya spodów kotliny śródziemnej, owej rozleglej trupiarni, gdzie tyle skarbów przepadło, gdzie tyle ofiar grób znalazło!
Tymczasem Nautilus obojętny i szybki, pędził całą silą śruby pośród tych rumowisk. Dnia 18-go lutego, około trzeciej zrana stanął przy wejściu do cieśniny Gibraltarskiej.
Tu są dwa prądy: jeden wyższy oddawna znany, który wody oceanu sprowadza do kotliny morza Śródziemnego; drugi niższy a przeciwny prąd, którego bytu dowiodło dziś rozumowanie. W istocie, masa wód morza Śródziemnego, nieustannie wzrastając przez napływ fal Atlantyku i rzek w nie wpadających, musiałaby corocznie podnosić powierzchnię tego morza, albowiem jego wyziewy nie wystarczają do przywrócenia równowagi. Owóż, wcale tak nie jest, i naturalnie musiano przypuścić istnienie prądu niższego, który przez cieśninę Gibraltarską, przelewa do kotliny Atlantyku nadmiar wód morza Śródziemnego.
W istocie, fakt ten jest najdokładniejszym, Nautilus właśnie skorzystał z tego prądu, i szybko przemknął przez ciasne przejście. Przez chwilkę mogłem patrzyć na przedziwne rumowiska świątyni Herkulesa,