Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/363

Ta strona została przepisana.

między innemi portrety Botzarisa, tego Leonidasa Grecyi nowożytnej; O’Counela, obrońcy Irlandyi; Waszyngtona, założyciela Unii amerykańskiej; Manina patryoty włoskiego; Lincolna, co padł ugodzony kulą stronnika niewolnictwa — i wreszcie owego męczennika sprawy oswobodzenia murzynów, Jana Browna, powieszonego na szubienicy, w postaci którą tak strasznie narysowało potężne pióro Wiktora Hugo.
Jaki był związek między temi bohaterskiemi duszami i duszą kapitana Nemo? Czy ten zbiór portretów mógł naprowadzić mnie na ślad tajemnicy jego istnienia? Byłże on rycerzem ludów uciśnionych, oswobodzicielem plemion jęczących w niewoli? Czy brał udział w ostatnich wstrząśnieniach politycznych, lub społecznych tego stulecia? Byłże on jednym z bohaterów strasznej wojny amerykańskiej, wojny opłakanej a wiekopomnej?…
Nagle zegar wybił ósmą godzinę. Pierwsze uderzenia młotka wyrwały mnie z moich marzeń. Zadrżałem, jakby oko niewidzialne przeniknęło najskrytsze tajniki moich myśli, i wybiegłem z pokoju.
Tu oczy moje zatrzymały się na busoli. Nasz kierunek był ciągle północnym. Szybkomierz wskazywał bieg umiarkowany, manometr głębokość stóp sześćdziesięciu. Okoliczności sprzyjały więc projektom Kanadyjczyka.
Wrócilem do mego pokoju. Ubrałem się ciepło: buty morskie, czapka wydrzana, kurtka z bisioru podszyta skórą cielęcia morskiego. Byłem gotów. Czekałem. Tylko szelest drgającej śruby przerywał głębokie milczenie panujące na pokładzie. Słuchałem, nadstawiałem uszu, czy nagłe krzyki nie ostrzegą