Zerwałem się. Morze strumieniem się wlewało do naszego zacisza, i rzeczywiście należało umykać, skoro nie byliśmy mięczakami. W parę minut byliśmy już na wierzchu groty, zupełnie bezpieczni.
— Co to się dzieje? czy znów jakie zjawisko? — pytał Conseil.
— Nic nowego moi przyjaciele — rzekłem; — to przypływ morza o mało nas nie pochwycił. Ocean brzmieje zewnątrz, a z powodu prawa równowagi, powierzchnia jeziora wznosi się tak jak i powierzchnia morza. Dobrze że się skończyło na półkąpieli. Idźmy do Nautilusa żeby się przebrać.
W trzy kwadranse dokończyliśmy naszego spaceru w około jeziora, i weszliśmy na pokład. Załoga właśnie kończyła ładowanie zapasów sodu, a Nautilus mógł płynąć natychmiast. Jednak kapitan Nemo nie wydał odpowiedniego rozkazu. Chciałże czekać nocy, żeby przebyć tajemne przejście? Być może.
Cokolwiek bądź, Nautilus nazajutrz płynął zdaleka od wszelkiego lądu, o kilka metrów pod powierzchnią Atlantyku.
Morze Sargaskie.
Nautilus nie zmienił kierunku. Cała więc nadzieja powrotu na morza europejskie, upadla na teraz. Płynęliśmy na południe, nie wiedząc dokąd nas kapitan prowadzi.