perswazyą. Gdy się ta podróż skończy, to zapewne kapitan Nemo zgodzi się na to żeby nas uwolnić, jeśli mu przysięgniemy że ani słówkiem nie zdradzimy tajemnicy jego istnienia — a przecież dotrzymalibyśmy tej przysięgi przez sam honor. Tylko trzeba było pomówić z kapitanem o tej delikatnej sprawie. Pytanie jednak jakby mnie przyjął, gdybym do niego przyszedł z tą propozycyą. Wszak od pierwszego zetknięcia się naszego z nim, oświadczył stanowczo, że tajemnica życia jego wymaga byśmy nigdy pokładu nie opuścili — moje zaś od czterech miesięcy milczenie o tym przedmiocie, przekonało go zapewne żeśmy takie położenie przyjęli. Jeśli ten przedmiot wznowimy, to w umyśle kapitana wzbudzą się podejrzenia, szkodliwe dla wykonania naszych zamiarów przy sposobności. Rozważałem nieraz wszystkie te względy, a nawet poddawałem je pod sąd Conseila, który równie jak i ja na nie zdecydować się nie mógł. Koniec końców, choć niełatwo się zniechęcałem, widziałem jednak że nadzieja zobaczenia jeszcze kiedyś swoich stron, coraz więcej słabła we mnie — teraz szczególniej, kiedy kapitan Nemo zuchwale się zapuszczał na południe oceanu Atlantyckiego.
Ani jeden wypadek godny uwagi nie zdarzył się nam przez te dziewiętnaście dni, o których wyżej wspomniałem. Kapitan nie widywałem prawie, bywał zajęty w bibliotece; znajdywałem tam często poroztwierane książki, szczególniej dotyczące nauk przyrodniczych. Moje dzieło o „głębiach morskich” także miewał pod ręką, i widać je przeglądał, bo na marginesach porobił notatki zaprzeczające nieraz moim teoryom, i zwalczające moje systema. Kapitan Nemo
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/401
Ta strona została przepisana.