żkości gatunkowej statku. Zresztą, żeby się potem podnieść, trzebaby opróżnić zbiorniki; pompy mogłyby być niedostateczne na zwalczenie parcia zewnętrznych wód.
Kapitan więc postanowił spuścić się na dno oceanu po przekątni odpowiednio długiej, i zapomocą swych powierzchni pochyłych, ustawionych na 45° w stosunku do poziomu wody. Gdy się odpowiednio urządzono, nadano śrubie szybkość obrotową najwyższą do jakiej zdolną była, i jej cztery odnogi jęły tłuc o wodę z niewypowiedzianą gwałtownością.
Kadłub Nautilusa party tą potężną siłą, drżał jak struna metalowa wyprężona, i zagłębiał się wedle nadanego mu kierunku. Kapitan i ja przyglądaliśmy się w salonie szybko przesuwającej się skazówce manometru. Minęliśmy niebawem strefę, w której mięszka większa część ryb. Wiele ich żyje tylko blizko powierzchni wód naszych lub morskich; mniej znacznie w wielkich głębokościach się trzyma. Do tych ostatnich należy pewien rodzaj psa morskiego, mający sześć szpar do oddychania; albo tak zwany teleskop, o ogromnych oczach, albo wreszcie grenadyer, ryba wcale niewielka, bo dochodząca tylko 40 centimetrów długości, a mająca formę głowy podobną do bermycy grenadyera, żyjąca w głębokości 1.200 metrów morzu, a więc pod ciśnieniem 120 atmosfer.
Pytałem kapitana czy zauważył ryby żyjące w większych jeszcze głębokościach. Odpowiedział mi że rzadko, i zapytał mnie wzajem co dzisiejsza nauka wie o tem.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/405
Ta strona została przepisana.