gliśmy głębokości szesnastu tysięcy metrów — czterech mil; statek nasz znosił wówczas ciśnienie tysiąca sześciuset atmosfer, to jest tysiąca sześciuset kilogramów na każdy centymetr powierzchni swojej.
— Co za chwila! — zawołałem; — przebiegać głębokości do których nigdy jeszcze człowiek się nie zapuścił? Patrz pan, kapitanie, co za wspaniałe skały i niemieszkalne groty! ostatnie to zaułki globu ziemskiego, w których życie już nie istnieje. Jaka szkoda, że z tych okolic nieznanych nie zostanie nam nic prócz wspomnienia!
— Może pan chcesz, panie profesorze, mieć coś lepszego jak wspomnienie?
— Co pan chcesz przez to powiedzieć, kapitanie?
— To, że możemy sobie sfotografować widok tych zapadłych podmorskich okolic.
Nie zdołałem jeszcze wypowiedzieć kapitanowi mego zdziwienia na tę jego propozycyę, a już na jego rozkaz przyniesiono aparat fotograficzny do salonu. Ściany przestronnie odsłonięte dozwalały pochwycić obraz płynu wodnego oświeconego dokładnie światłem elektrycznem. Nie było ani cieniowania ani stopniowania w naszem sztucznem świetle; słońce nie byłoby dogodniejsze do tej czynności. Zatrzymano statek w nieruchomości, skierowano narzędzie optyczne na głębinę oceanu, i w kilka sekund otrzymaliśmy negatyw bardzo czysty. Widzę teraz przed sobą te skały pierwotne, których nigdy nie dojrzało światło słoneczne; te groty ogromne, wyżłobione w masach skalistych; te profile czystości niezrównanej, czarno się przedstawiająae na wizerunku, jakby go dokonał jaki malarz flamandzki. A za tem wszystkiem odległy
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/408
Ta strona została przepisana.