Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/413

Ta strona została przepisana.

kiego czego musi sobie odmówić. Gniotą go dawne wspomnienia i dla tego jest smutny. Co on tu ma do roboty? Ani on taki uczony jak pan, ani kocha się tak jak my w osobliwościach morza; poświęciłby wszystko, aby się dostać do jakiej knajpy, w swym kraju.
Zapewne że jednostajność życia na Nautilusie, nieznośną musiała być dla Kanadyjczyka przywykłego do żyda swobodnego i czynnegl. Mało co zdarzało się takiego, coby go głęboko zająć moglo. Przecież tego dnia właśnie zdarzyło się coś, co mu przypomniało piękne jego dni oszczepnika.
Około jedenastej rano Nautilus płynący po powierzchni, wpadł między trzodę wielorybów — co mnie bynajmniej nie zdziwiło, bom wiedział że te zawzięcie prześladowane zwierzęta, schroniły się w okolice pod wysokiemi szerokościami położone.
Wieloryb ważną gra rolę w świecie morskim, a jego wpływ na odkrycia geograficzne był znakomity. Upędzający się za wielorybem, Baskowie zrazu, potem Asturyjczycy, dalej Anglicy i Holendrzy, ośmielili się do oceanu; wieloryby to prowadziły ich z jednego końca ziemi w drugi. Wieloryby lubią zamieszkiwać morza australskie i lodowate; stare legendy utrzymują nawet że rybacy upędzali się za niemi aż o siedm mil od bieguna północnego. Być może że tak nie było, ale za pewne będzie; polując na wieloryby, ludzie dotrą do bieguna północnego i południowego, punktów ziemi nieznanych sobie dotąd.

Siedzieliśmy na wierzchu statku podczas morza zupełnie spokojnego. Kanadyjczyk pierwszy dostrzegł, a on nie mógł się omylić, wieloryba na widnokręgu w stronie wschodniej. Wpatrzywszy się pilnie, można