Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/437

Ta strona została przepisana.

madziły je pod wysokiem ciśnieniem. Około czwartej kapitan oznajmił, że otwory na pokładzie zostaną zamknięte. Ostatni więc raz spojrzałem na ławicę lodowa którąśmy przebyć zamierzali. Atmosfera była jasna, czysta, zimno bardzo dojmujące — 12° niżej zera; ale ta temperatura nie była zbyt dokuczliwa bo wiatr się uspokoił.
Z dziesięciu ludzi weszło na wierzch statku, i tłukli drągami lód który się około niego utworzył; prędko się z tem załatwiono, bo lód nie był jeszcze gruby. Weszliśmy wszyscy do wnętrzu. Rezerwoary wodne napełniono, i Nautilus zaczął się zagłębiać.
Zasiadłem w salonie z Conseilem. Patrzyliśmy przez odsłonięte okna w coraz niższe warstwy oceanu Australskiego. Termometr się podnosił, skazówka manometru zmieniała położenie.
O jakie trzysta metrów w głębi, wpłynęliśmy jak to przewidział kapitan, pod spodnią powierzchnię ławicy, umarzłą falisto. Ale Nautilus zapuścił się jeszcze głębiej — na ośmset metrów. Temperatura wody wynosząca na powierzchni 12° pod zero, tutaj o dwa stopnie była wyższa. Rozumie się, że wewnątrz statku było znacznie cieplej, dzięki przyrządom ogrzewającym. Obroty wszelkie statku odbywały się ze zwyczajną dokładnością.
— Zdaje się — rzekł Conseil — że przejdziemy do bieguna.
— Ja pewny jestem tego — odpowiedziałem z głębokiem przekonaniem.
Nautilus płynął wprost do bieguna po 52-im południku. Byliśmy pod 67° 30’ i 90, więc jeszcze dwadzieścia dwa i pół stopni należało przebyć, to jest mil