Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/461

Ta strona została przepisana.

zdradzała pewną niespokojność. Popatrzywszy uważnie na busolę i manometr, dotknął palcem jednego punktu mapy półkuli, w tej części, która wyobrażała morza południowe.
Nie chciałem mu przerywać. Dopiero po kilku chwilach kiedy odwrócił się do mnie — rzekłem zwracając teraz przeciw niemu wyrażenie, którego użył w ciaśninie Torreadzkiej:
— Wypadek — kapitanie?
— Nie, panie — odpowiedział, tym razem nieszczęście.
— Ważne?
— Może.
— Czy niebezpieczeństwo jest nagłe?
— Nie.
Nautilus osiadł na dnie?
— Tak.
— A to z powodu?…
— Kaprysu natury, nie zaś nieświadomości ludzi. Ani jeden błąd nie został popełniony w naszych obrotach. Zresztą trudno przeszkodzić równowadze, by nie sprawiała swych skutków. Można walczyć z prawami ludzkiemi, lecz nie opierać się prawom przyrodzonym.
Dziwą doprawdy chwilę wybrał kapitan Nemo na te uwagi filozoficzne. W rezultacie — odpowiedź jego nic mi nie objaśniła.
— Czy mógłbym wiedzieć panie — zapytałem — jaka jest przyczyna tej przygody.
— Ogromna bryła, cała góra lodu się przewróciła — odrzekł. — Gdy lodowce podmywane są u spodu przez cieplejsze wody, lub podrywane przez częste po-