Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/463

Ta strona została przepisana.

czuliśmy to podnoszenie się statku. Podłoga wracała pod naszemi stopami do poziomu. Upłynęło tak dziesię minut.
— Wyprostowaliśmy się wreszcie — zawołałem.
— Tak — rzekł kapitan Nemo — zwracając się ku drzwiom salonu.
— Lecz czy będziemy mogli płynąć?
— Zapewne — odpowiedział — gdyż rezerwoary nie są jeszcze wypróżnione, a po zupełnem ich wypróżnieniu, Nautilus powinien wrócić na powierzchnię morza.
Kapitan wyszedł i wkrótce poznałem, że powstrzymano z jego rozkazu podnoszenie się Nautilusa do góry. W rzeczy samej, byłby niedługo uderzył o spód lodowiska; lepiej więc było utrzymać go między dwoma lodami.
— Ślicznieśmy się z tego wywinęli! — rzekł Conseil.
— Tak — odparłem. Mogliśmy zostać zgnieceni, lub co najmniej uwięzieni przez lody. Wówczas z braku powietrza do oddychania… Tak, ślicznieśmy się wywinęli!
— Jeżeli tylko to koniec — mruknął Ned-Land.
Nie chciałem zaczynać z Kanadyjczykiem bezużytecznego sporu, i nic mu nie odpowiedziałem. Zresztą w tejże chwili otworzyły się klapy, i światło z zewnątrz rozlało się po salonie przez odsłonięte szyby.
Byliśmy, jak powiedziałem już, wśród pełnej głębi. Ale po obu bokach Nautilusa, sterczała w odległości dziesięciu metrów olśniewająca ściana lodu. W górze i pod spodem podobna ściana. W górze, bo spodnia powierzchnia lodowiska rozpościerała się jak niezmierzony sufit; pod spodem, bo wywrócony lodo-