Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/475

Ta strona została przepisana.

korycie. Ale zrana, przebiegając w przyrządzie nurkowym wśród płynnego żywiołu przy temperaturze sześciu do siedmiu stopni poniżej zera, spostrzegłem, iż boczne ściany powoli się ku sobie zbliżały. Warstwy wody oddalone od rowu, nie ogrzewane pracą ludzi ani działaniem narzędzi, okazały widoczną dążność do zakrzepnięcia. Wobec tego nowego a strasznego niebezpieczeństwa, czemże się stawały nasze usiłowania ratunku? Jakim sposobem przeszkodzić stężeniu tego płynu, któreby strzaskało jak szklankę, ściany Nautilusa?
Nie wspomniałem nic, o tem mym towarzyszom. Na cóż bowiem zdałoby się odbierać im energiję, z jaką prowadzili uciążliwą pracę ocalenia! Ale wróciwszy na statek, ostrzegłem kapitana Nemo o tem ważnem powikłaniu.
— Wiem — odrzekł mi owym spokojnym tonem, którego nie mogły zakłócić najgroźniejsze okoliczności. Jestto jedno więcej niebezpieczeństwo, ale nie widzę żadnego sposobu by mu zapobiedz. Jedynym środkiem ratunku jest działać szybciej niż zamarzanie. Trzeba je wyprzedzić. Oto wszystko.
Wyprzedzić! Powinienem był już przywyknąć do tego rodzaju wyrażeń.
W ciągu tego dnia robiłem gorliwie przez wiele godzin oskardem. Ta praca mnie podtrzymywała. Zresztą pracować, byłoto opuścić Nautilusa, oddychać bezpośrednio powietrzem pochodzącem z rezerwoarów, i dostarczanem przez przyrządy; było to porzucić zubożoną i zepsutą atmosferę.
Do wieczora rów pogłębił się znowu o jeden metr. Wróciwszy na statek, o mało nie zostałem uduszony