Nie bylem wstanie mu odpowiedzieć. Porwałem go tylko za rękę, i mimowoli konwulsyjnie ścisnąłem.
Nagle, party swejem olbrzymiem obciążeniem, Nautilus wpadł w wodę jak kula, to jest wleciał jakby w próżnię.
Natenczas całą siłę elektryczną zwrócono na pompy, które zaczęły natychmiast wyrzucać wodę z rezerwoarów. Po kilku minutach spadanie nasze zostało pohamowane. Niezadługo nawet manometr pokazał ruch do góry. Śruba wirując z całą szybkością, sprawiała że żelazne pudło drżało w samych nawet nitach, unosiła nas ku północy.
Ale jak długo miała trwać żegluga pod lodowiskiem, do miejsca wolnego morza? Może cały dzień jeszcze? Byłbym wprzód umarł!
Nawpół rozciągnięty na sofie w biblijotece, dusiłem się. Twarz moja zrobiła się fijoletowa, usta sine; wszystkie władze życiowe zostały w zawieszeniu. Nie widziałem już, nie słyszałem. Pojęcie czasu zatarło się w mym umyśle. Muskuły nie mogły się ściągać.
Nie mógłbym oznaczyć liczby przebytych w tym stanie godzin. Miałem jednak poczucie zaczynającego się konania. Wiedziałem że umieram…
Nagle odzyskałem przytomność. Kilka tchnień powietrza przeniknęło me płuca. Czy wypłynęliśmy na powierzchnię fali? Czyśmy przebyli już lodowisko?
Nie! to Ned i Conseil, dwaj zacni przyjaciele, poświęcali się by mnie ocalić. Zostało jeszcze w jednym przyrządzie parę atomów powietrza. Zamiast odetchnąć niem sami, zachowali je dla mnie, i dusząc się, sączyli mi życie kropla po kropli. Chciałem odepchnąć
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/482
Ta strona została przepisana.