Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/488

Ta strona została przepisana.

— Sławny barometr, mój przyjacielu.
— Tak panie, barometr naturalny, który mnie nigdy nie zwiódł gdym żeglował pomiędzy rafami cieśniny Magiellańskiej.
W tej chwili szczyt ów rysował się czysto na tle nieba. Była to przepowiednia pogody, i sprawdziła się.
Nautilus wróciwszy pod wodę, zbliżył się do brzegu, płynąc wzdłuż niego w odległości kilku mil tylko. Przez szyby salonu widziałem długie wodorosty i olbrzymie fukusy. Te pęcherzowate morszczyzny, których wolne morze biegunowe zawierało parę okazów, o lepkiem i lśniącem włóknie, miały do trzystu metrów długości. Istne powrozy, grubsze niż wielki palec u ręki i bardzo mocne; służą też nieraz statkom za liny do uwiązania. Inny znów porost zwany pod nazwą webla, z liściem na cztery stopy długim, oblepionym kolorową skamieniałością, zaściełał dno morskie, służąc za gniazdo i pożywienie miryadom skorupiaków i mięczaków, krabów, sepij. Tamto foki i wydry znajdowały obfitą ucztę, mięszając na sposób angielski mięso ryb z jarzynami morskiemi.
Nad tem żyznem i bujnem dnem morza, Nautilus sunął z niezmierną szybkością. Ku wieczorowi zbliżył się do archipelagu Malwińskiego, którego chropowate wierzchołki mogłem nazajutrz rozpoznać. Głębokość w tem miejscu była średnią. Sądziłem więc nie bez przyczyny, że te dwie wyspy otoczone wielką liczba wysepek, tworzyły niegdyś część ziemi Magiellańskiej. Malwiny zostały prawdopodobnie odkryte przez sławnego Johna Davis’a, który nadał im miano