ły swą zdobycz. Ściągnięto je na brzeg a z niemi i żółwie do których przylgnęły.
Tym sposobem złowiono mnóstwo żółwi szyldkretowych, szerokości jednego metra, ważących dwieście kilogramów. Pancerz ich, pokryty dwiema cienkiemi przezroczystemi rogowemi łuskami, brunatnego koloru z białem i żółtem nakrapianiem, czynił je wielce szacownemi. Prócz tego dały one wyborne mięso, nieustępujące właściwym żółwiom jadalnym, mającym jak wiadomo smak wyśmienity.
Połowem tym zakończył się nasz pobyt w okolicach Amazonki, i z nadejściem nocy Nautilus powrócił na pełne morze.
Mątwy.
W ciągu kilku dni Nautilus oddalił się znacznie od brzegów amerykańskich. Nie chciał widocznie nawiedzać fal zatoki Meksykańskiej, lub morza Antyllów. Jendakże niezbrakłoby mu tam wody, bo średnia głębokość owym mórz wynosi tysiąc ośmset metrów; prawdopodobnie atoli obszary te posiane wyspami, i uczęszczane przez liczne parowce, nie przypadały do smaku kapitanowi Nemo.
Szesnastego kwietnia ujrzeliśmy Martynikę i Gwadelupę, w odległości około trzydziestu mil. Dostrzegłem ledwie na chwilę wyniosłe ich cyple.