Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/516

Ta strona została przepisana.

gące świetnością kolorów iść w zawody z najpiękniejszemi ptakami zwrotnikowemi; szlamówki z trójkątną głową; niebieskawe bez łusek skarpie; żaboryby z żółtą poprzeczną przepaską w kształcie greckiego t; mrowiska małych, brunatno nakrapianych babekbyczków; dwuząbki z srebrzystą głową i żółtym ogonem; różne odmiany łososiów; smagłe muligomory, błyszczące łagodnym blaskiem, które Lacepedes poświęcił miłej towarzyszce życia — i nakoniec pysznego amerykańskiego rycerza, co zdobny we wszystkie ordery i opięty wszelkiemi wstęgami, nawiedza wybrzeża potężnego kraju, w którym wstęgi i ordery tak mało są cenione.
Dodam także, że w nocy fosforyczne wody Gulf-Streamu współzawodniczyły z elektrycznym blaskiem naszej latarni, zwłaszcza podczas grożącej nam często burzy.
Ósmego maja znajdowaliśmy się jeszcze naprzeciw przylądka Hatteras, na wysokości północnej Karoliny. Szerokość Gulf-Streamu wynosi w ten miejscu siedmdziesiąt pięć mil, a głębokość dwieście dziesięć metrów. Nautilus błąkał się na traf. Zdawało się jakby wszelki dozór i czujność wygnane zostały ze statku. Przyznaję, że w takich warunkach ucieczka mogłaby się udać. W rzeczy samej, zamieszkałe brzegi przedstawiały wszędzie łatwe schronienie. Po morzu uwijały się ustawicznie parowce, krążące pomiędzy New-Yorkiem lub Bostonem a zatoką Meksykańską, i przebiegało mnóstwo geolet, pełniących służbę przewozową w różnych punktach brzegów amerykańskich. Można było spodziewać się chętnego na nich przyjęcia. Sposobność zatem sprzyjała, pomimo trzydziestu