Ogromne szmaty chmur z zamiatały wzdęte morze, maczając się w wodzie. Nie widziałem już ani jednej z owych małych pośrednich fal, tworzących się w głębi wielkich wklęsłości. Nic oprócz długich czarnych bałwanów, których grzbiet nawet się nie rozpryskiwał, tak były gęste i zbite. Wysokość ich co chwila wzrastała. Nautilus, raz leżąc naboku, to znowu stercząc jak maszt do góry, zataczał się i kołysał straszliwie.
Około piątej spadł ulewny deszcz, nie uśmierzywszy ani wichru ani morza. Uragan rozpasał się z szybkością czterdziestu pięciu metrów na sekundę, t. j. blizko czterdziestu mil na godzinę. Przy takiej sile wywraca on domy, wtłacza drzwi, zrywa dachówki, łamie żelazne kraty, demontuje dwudziestocztero funtowe działa. A jednak Nautilus wśród owej nawałnicy, usprawiedliwiał zdanie uczonego inżyniera, że „dobrze zbudowane pudło statku, niepotrzebuje nigdy obawiać się morza.“ Nie była to opierająca się skała, którąby bałwany te wyrwały z posady — ale stalowe wrzeciono; uległe i ruchliwe, bez żagli i masztów, urągające bezkarnie ich wściekłości.
Badałem pilnie te rozkiełzane bałwany. Wysokość ich wynosiła do piętnastu metrów, na sto pięćdziesiąt do stu sześćdziesięciu metrów długości — a szybkość pędu, równająca się połowie szybkości wiatru, piętnaście metrów na sekundę. Objętość ich i siła wzrastały w stosunku głębokości wód. Zrozumiałem wówczas przeznaczenie tych fal, które wiążąc w sobie powietrze i wtłaczając je na dno morskie, niosą tam życie wraz z tlenem. Olbrzymia ich siła ciśnienia, może dochodzić, jak obliczono, do trzech tysięcy kilogramów na stopę kwadratową partej powierzchni. Oneto
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/524
Ta strona została przepisana.