Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/526

Ta strona została przepisana.

łysaniu się z tyłu na przód, Nautilus podniósł w powietrze swoją stalową ostrogę, niby strzałę piorunochronu, i widziałem jak z niej tryskały niezliczone błyskawice.
Złamany, wycieńczony z sił, przyczołgałem się do klapy. Otworzyłem ją i zszedłem do salonu. Burza dosięgła wówczas najwyższego stopnia natężenia. Niepodobna było utrzymać się na pokładzie Nautilusa.
Kapitan Nemo wrócił około północy. Usłyszałem jak rezerwoary zaczęły napełniać się wodą, i Nautilus zanurzał się zwolna pod fale.
Przez odsłonięte szyby salonu widziałem popłoszone wielkie ryby, przesuwające się jak cienie w gorejącej wodzie. Niektóre z nich zostały w mych oczach rażone piorunem.
Nautilus opuszczał się ciągle. Myślałem że znajdzie spokojność w głębokości piętnastu metrów. Nie. Górne warstwy były zbyt gwałtownie wzburzone. Trzeba było szukać spoczynku aż na pięćdziesiąt metrów w otchłani morza.
Ale tam, jaki spokój, jaka cisza, jaki żywioł niezakłócony! Ktoby powiedział, że straszliwy uragan szalał podówczas na powierzchni tego oceanu?



XLIII.

Pod 47° 24’ szerokości i 17° 28’ długości.


Skutkiem tej burzy zostaliśmy odrzuceni na wschód. Wszelka nadzieja ucieczki do przystani New-