Fastenetu, oświecającej tysiące statków wyszłych z Glasgowa lub Liwerpoolu.
Wówczas stanęło mi w myśli ważne pytanie. Czy Nautilus poważy się wpłynąć na kanał La Manche. NedLand, który zjawił się znowu od czasu jak się zbliżono do ziemi, nie przestawał mnie, wypytywać. Cóż miałem mu odpowiedzieć? Kapitan Nemo był niewidzialny. Pozwoliwszy Kanadyjczykowi ujrzeć brzegi Ameryki — czyżby chciał teraz pokazać, brzegi Francyi.
Wszelako Nautilus opuszczał się ciągle ku południowi. Trzydziestego maja przeszedł naprost Lands End pomiędzy najdalej wysuniętym cyplem Anglii i wyspami Scilly, pozostawiając je z prawego boku.
Gdyby zamierzał wejść do La Manche, musiałby skręcić stanowczo na wschód. Nie zrobił tego.
Przez cały dzień 31-go maja, Nautilus zataczał na morzu wciąż koła, które mnie mocno intrygowały. Zdawał się szukać jakiegoś miejsca, nie mogąc go bez pewnej trudności wynaleźć. W południe kapitan Nemo wyszedł sam na platformę, oznaczyć położenie statku. Nie przemówił do mnie ani słowa. Wyglądał posępniej niż kiedykolwiek. Cóż mogło tak go zasmucić? Czy blizkość brzegów europejskich? Czy przypomniał sobie porzuconą ojczyznę? Jakiegoż uczucia w takiem razie doznawał? — wyrzutów czy żalu? Ta myśl zalegała mi długo w głowie, i miałem jakby przeczucie, że wkrótce przypadek zdradzi tajemnicę kapitana.
Nazajutrz 1-go czerwca Nautilus odbywał też same ruchy. Widocznie szukał na oceanie pewnego punktu. Kapitan Nemo wyszedł jak wczoraj, zmierzyć wysokość słońca. Morze było ciche, niebo czyste.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/534
Ta strona została przepisana.