Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/541

Ta strona została przepisana.

Nemo. Być może, że nie wiedziano kto on jest; ale rządy sprzymierzyły się by go ścigać, nie jako człowieka ekscentrycznego, lecz jako nieprzyjaciela, który im nieubłaganą zaprzysiągł nienawiść.
Cała straszliwa przeszłość przedstawiła się memu umysłowi; i zrozumiałem że na zbliżającym się okręcie, nie są przyjaciele nasi, ale wrogowie którzy nie będą mieli dla nas miłosierdzia.
Tymczasem kule coraz gęściej w około nas padały. Niektóre uderzały prawie poziomo o powierzchnię wody, i odbijając się od niej podskokiem, zapadały w morze w odległości znacznej od pierwszego zetknięcia się z morzem. Żadna jednak kula nie trafiła Nautilusa.
Okręt nie dalej już był od nas jak o trzy mile[1]; pomimo gęstych z niego strzałów, kapitan Nemo nie wyszedł na pokład. A przecież, gdyby która z rzucanych na nas ogromnych kul stożkowatych, przebijających najgrubsze pancerze okrętowe, uderzyła w Nautilusa i w punkt nieszczęśliwy dla niego, zraniłaby go śmiertelni e.

— Do tysiąc szatanów! — rzekł wówczas Kanadyjczyk — sprobujmy się ratować! dawajmy jakie znaki, żeby wiedzieli przecie że tu są ludzie.

  1. Widocznie jest tu ciągle mowa o milach morskich, których Francuzi i Anglicy liczą po 60 na jeden stopień jeograficzny. Mila taka ma 1852 metrów łokci polskich 6482 i jest cztery razy mniejsza od mili jeograficznej, albo niemieckiej, która bardzo mało co dłuższa jest od mili polskiej. [Prz. Tł.]