Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/554

Ta strona została przepisana.

głodny, zmuszałem się do jedzenia, żeby mieć siły na przygody, jakie nas mogły spotkać. O wpół do siódmej przyszedł do mnie Ned i rzekł:
— Nie zobaczymy się już przed chwilą ucieczki. O dziesiątej księżyc jeszcze nie wejdzie; skorzystamy z ciemności. Przyjdź pan do czółna; ja i Conseil już tam będziemy.
I wyszedł, nie czekając mej odpowiedzi.
Chciałem wiedzieć, w jakim kierunku płynie Nautilus, i poszedłem do salonu. Płynęliśmy na północ, cokolwiek ku wschodowi, z przerażającą szybkością w głębokości pięćdziesięciu metrów.
Ostatni raz rzuciłem okiem na cuda natury, na bogactwa sztuki nagromadzone w tem muzeum; na ten zbiór niezrównany a przeznaczony na to, żeby zginął kiedyś w przepaściach morskich z tym, który go zgromadził. Usiłowałem sobie zrobić w pamięci obraz tego wszystkiego; przesiedziałem więc tam z godzinę, przepatrując przy blasku elektrycznego światła skarby osłonięte szkłami. Po skończeniu tego przeglądu powróciłem do siebie.
Przywdziałem mocne odzienie, pozbierałem swoje notatki i umieściłem je na sobie. Serce biło mi gwałtownie; zaledwie zdołałem uderzenia jego powściągnąć. Niezawodnie kapitan Nemo, gdyby mnie był zobaczył w ową chwilę, domyśliłby się czegoś z mego zaniepokojenia.
Co on też teraz robił? Słuchałem pode drzwiami jego pokoju — ktoś chodził; więc on tam był, nie położył się! Co chwila zdawało mi się, że wyjdzie do mnie i zapyta się: dla czego ja chcę uciekać. Ciągły niepokój mną miotał, a zwiększała go jeszcze