sza dostojność pozwoli, a lady Glenarvan zechce przypatrzyć się ciekawemu połowowi, zaraz weźmiemy się do roboty i dowiemy się rzetelnej prawdy.
— Jak myślisz, Mac Nabbs — rzekł lord Glenarvan do majora — możeby popróbować tej nowości.
— Przystaję na wszystko, co ci się spodoba — powolnie odpowiedział major.
— Zresztą tępienie tych straszliwych bestyj nigdy nie może być zbyteczne — zawołał znowu John Mangles. — Korzystajmy ze sposobności; a jeśli wasza dostojność zgodzić się raczy, to i widok będziemy mieli zachwycający i dobry zarazem spełnimy uczynek.
— A więc wydaj rozkazy, kapitanie — rzekł Glenarvan.
Poczem posłał z uwiadomieniem do lady Heleny, która ciekawością zdjęta, pośpieszyła do męża.
Morze było wspaniałe; na powierzchni jego wyraźnie rysowały się gwałtowne i silne poruszenia potwora. Gdy John Mangles wydał rozkazy, majtkowie zarzucili przez parapet prawego boku jachtu w morze długą i grubą linę z ogromnym na końcu hakiem, na który dla przynęty założyli spory kawał słoniny. Chociaż rekin był jeszcze w odległości pięćdziesięciu co najmniej jardów (przeszło 45 metrów), poczuwszy nęcący zapach ofiarowanego sobie przysmaku, zwrócił się szybko ku statkowi. Ogromne płetwy jego, szare po bokach a czarne przy osadzie, z nadzwyczajną siłą i szybkością pruły morskie bałwany, i zwierzę płynęło wciąż w prostej linji. W miarę jak się rekin zbliżał, rozeznać było można blask jego ślepiów, pałających żarłoczną chciwością; a gdy otworzył spragnioną paszczę, ukazały się w niej cztery rzędy ogromnych zębów. Szeroka jego głowa podobna była do dwu młotów, osadzonych na jednym trzonku. John Mangles nie omylił się; był to rzeczywiście Balance-fish, najżarłoczniejszy z rodziny Skwalów czyli Żarłaczy.
Cała osada Duncana śledziła z żywem zajęciem wszystkie ruchy rekina. Wkrótce potwór dopłynął do przynęty, przewrócił się na grzbiet, aby ją lepiej pochwycić, i w mgnieniu oka ogromny kawał słoniny wraz z ostrym hakiem utonęły w jego paszczy, a majtkowie szybko pociągnęli linę, przeciągniętą przez blok, umieszczony na wierzchołku wielkiej rei masztu.
Rekin zaczął się szarpać gwałtownie, widząc się wyrywanym ze swego żywiołu, lecz na szarpanie znalazł się sposób: mocny postronek z pętlicą, uchwyciwszy rekina za ogon, paraliżował wszelkie jego ruchy. W chwilę potem potwór leżał rozciągnięty na pomoście jachtu; jeden z marynarzy, ostrożnie przybliżywszy się do niego, silnem uderzeniem siekiery odciął ogromny ogon zwierzęcia.
Połów był skończony; rekin leżał bezsilny i nikomu szkodzić nie mógł — zemście marynarzy stało się zadość, lecz ciekawość ich jeszcze nie była zaspokojona. Na pokładzie wszystkich statków mor-
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/012
Ta strona została skorygowana.