kie trudności; trzeciego dnia lady Helena znowu otrzymała od męża list, w którym lord nie taił swego niezadowolenia z admiralicji.
Od tej chwili lady Helena poczęła być niespokojna. Wieczorem, gdy sama siedziała w swym pokoju, intendent zamku, p. Halbert, wszedł z zapytaniem, czy lady pozwoli wprowadzić do siebie nieznane dziewczę z chłopczykiem, którzy pragną widzieć się z lordem Glenarvan.
— Czy są z tych stron? — spytała lady Helena.
— Nie, pani — odrzekł intendent — nie znam ich; do Balloch przybyli koleją, a z Balloch do Luss przyszli pieszo.
— Poproś ich, panie Halbert — rzekła lady Glenarvan.
Intendent wyszedł. W chwilę potem młoda para wprowadzona była do pokoju lady Heleny. Byli to brat i siostra; podobieństwo rysów pokazywało to na pierwszy rzut oka. Siostra miała lat szesnaście; piękna jej, choć tchnąca niejakiem strudzeniem twarzyczka, oczy, na których znać było, że często i długo płakały, postawa pełna rezygnacji i odwagi, skromna, lecz porządna i czysta odzież, dobrze o niej świadczyły. Trzymała ona za rękę chłopczyka dwunastoletniego, który z postawy pragnąłby uchodzić za opiekuna i protektora swej starszej siostry. I rzeczywiście, ktoby chciał jej ubliżyć, niełatwą miałby sprawę z tym zuchwałym malcem.
Siostra zmieszała się trochę w obecności lady Heleny, lecz ta, zachęcając ją uprzejmem, dobrotliwem wejrzeniem, rzekła:
— Macie mi coś do powiedzenia, moje dzieci?
— Nie — odpowiedział śmiało chłopiec — nie z panią, lecz z lordem Glenarvan pragnęlibyśmy pomówić.
— Daruj mu pani jego śmiałość — rzekła wtedy dziewczynka, karcąc brata wzrokiem.
— Niema w tej chwili w zamku lorda Glenarvana — powiedziała lady Helena — lecz jestem jego żoną i mogę go wam w zupełności zastąpić.
— Pani jest lady Glenarvan? — zawołało dziewczę.
— Tak jest, miss.
— Żoną lorda Glenarvan z Malcolm-Castle, który w Timesie ogłosił, że ma wiadomość o rozbitym okręcie Britannia?
— Tak, tak! — z niecierpliwością powtórzyła lady Helena — a wy...
— Ja jestem miss Grant, pani, a on jest moim bratem.
— Miss Grant! miss Grant! — zawołała lady Helena, chwytając dziewczynkę za ręce i ciągnąc ją ku sobie — a potem nagle obróciła się do malca i szczerze go ucałowała.
— Pani — rzekło dziewczę — co wiesz o nieszczęściu mojego ojca? Czy on żyje? Czy go kiedy zobaczymy? Powiedz mi, błagam cię!... zaklinam na wszystko.
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/024
Ta strona została skorygowana.