John Mangles, trzeba to przyznać, znał się na swem rzemiośle i uchodził w Glasgowie za jednego z najlepszych żeglarzy. Miał trzydzieści dwa lata, rysy nieco surowe, lecz znamionujące dobroć i odwagę. Był wychowańcem zamku i rodziny Glenarvanów, która go na dzielnego wykształciła marynarza; John Mangles w kilku odleglejszych podróżach złożył niezaprzeczone dowody zręczności, energji i zimnej krwi. Gdy mu lord Glenarvan ofiarował dowództwo Duncana, z radością przyjął zaszczyt, bo duszą całą kochał, jak brata swego, pana zamku Malcolm i szukał sposobności do złożenia mu dowodów swego przywiązania.
Porucznik okrętu, Tom Austin, był starym marynarzem, na zupełne zasługującym zaufanie; licząc z kapitanem i porucznikiem, dwudziestu pięciu ludzi składało osadę Duncana, a wszyscy pochodzili z hrabstwa Dumbarton. Majtkowie dobrze wyćwiczeni byli synami dzierżawców i stanowili na pokładzie okrętu jakby całkowity klan zuchów, któremu nie brakowało nawet tradycyjnego dudarza (piper), jakiego dotąd jeszcze posiadają wszystkie pułki szkockie. Lord Glenarvan stał tedy na czele niewielkiego oddziału, złożonego z ludzi dobrych, odważnych, sumiennych i gotowych, jak to mówią, skoczyć w ogień na rozkaz jego. Gdy ludzie załogi Duncana dowiedzieli się, dokąd mają popłynąć, nieposiadali się z radości, a echa skał Dumbartonu długo powtarzały radosne odgłosy ich okrzyków, pełnych zapału.
John Mangles, myśląc o naładowaniu, uzbrojeniu i zaopatrzeniu swego okrętu, nie zapomniał także o urządzeniu na tak długą podróż apartamentów dla dzieci kapitana Granta, które także miały odbyć drogę na pokładzie Duncana, na życzenie lady Heleny.
Co do małego Roberta, pragnącego, bądź co bądź, stać się marynarzem, to musiano się zgodzić, że przyjęty będzie na pokład Duncana nie w charakterze podróżnego, lecz chłopca okrętowego, jak niegdyś Nelson i Franklin. Oddany więc był w ręce Johna Manglesa, który miał go uczyć swego rzemiosła.
— Doskonale! — zawołał chłopiec — a niech kapitan nie żałuje dyscypliny, gdy będę niezgrabny.
— Bądź o to spokojny, mój chłopcze — odezwał się poważnie obecny temu lord Glenarvan, nie dodając, że użycie dyscypliny nie było w zwyczaju na pokładzie Duncana.
Dla dokładniejszego zapoznania czytelników z osadą Duncana, wypada jeszcze wspomnieć o majorze Mac Nabbs. Był to człowiek pięćdziesięcioletni, o rysach twarzy spokojnych i regularnych. Szedł tam, gdzie mu kazano, i robił, co mu polecono; skromny, małomówiący, spokojny i nader łagodny, zgadzający się na wszystko i ze wszystkimi, nigdy nie dysputował, o nic się nie sprzeczał. Takim samym krokiem wchodził na schody, do jego sypialni wiodące, jakim wspinał się na wyłom twierdzy oblężonej; nic w świecie nie zdołałoby go wzruszyć, nic przerazić, choćby to nawet była kula armatnia — i nie-
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/032
Ta strona została skorygowana.