— Jak widzisz, ludzie ci zasługują przecież na wiarę! — rzekł Glenarvan.
— Tak samo, jak Wood, Narborough i Falkner, którzy opisują ich, jako ludzi średniego wzrostu. Byron znowu, la Girandais, Bougainville, Wallis i Carteret twierdzą, że Patagończycy mają sześć stóp i sześć cali wysokości; gdy tymczasem pan d'Orbigny, uczony i znający najlepiej te okolice, przyznaje im średni wzrost, wynoszący pięć stóp i cztery cale.
— Cóż więc jest prawdą w tych wszystkich zdaniach tak różnych i przeciwnych sobie? — spytała lady Helena.
— Prawdą jest, pani — odpowiedział Paganel — że Patagończycy mają nogi krótkie a korpus rozrośnięty. Można więc dowolnie sobie o nich tworzyć wyobrażenie i najłatwiej jest twierdzić, że mają sześć stóp, gdy siedzą, a pięć tylko, gdy stoją. Najzabawniejsze byłoby, gdyby wcale nie istnieli; pogodziłoby to wszystkich. Ale dość już o tem, kochani przyjaciele: tymczasem bądź co bądź wyznać trzeba, że cieśnina Magellańska jest wspaniała, nawet i bez Patagończyków!
W tej właśnie chwili Duncan opływał półwysep Brunświcki, mając po obu stronach cudowną panoramę. O siedemdziesiąt mil dalej, minąwszy przylądek Gregory, podróżni ujrzeli pomiędzy drzewami flagę chilijską i dzwonek kościelny pustelni Punta Arena. Dalej cieśnina wiła się pysznie pomiędzy masami granitowemi; spody gór tonęły w lasach niezmiernych, a szczyty ich, wiecznemi bielejące śniegami, w gęstych ginęły obłokach. W stronie południowo-zachodniej góra Tarn wznosiła się na sześć tysięcy pięćset stóp wysoko. Długi zmrok poprzedził nadejście nocy; wreszcie zagasło wszelkie światło, niebo świetnemi okryło się gwiazdami; przed oczami zdumionych widzów majestatycznie roztaczała się droga do bieguna Południowego. Wśród tej świetlnej ciemności, przy blasku jedynie gwiazd, zastępujących latarnie morskie krajów ucywilizowanych, jacht płynął śmiało, nie chcąc zarzucać kotwicy nawet w żadnej z przystani, których tak wiele znajduje się w cieśninie. Często maszty jego i reje ocierały się o gałęzie buków antarktycznych, zwieszające się ponad falami morza; często także śruba Duncana rozbijała wody wielkich rzek, płosząc gęsi, kaczki, bekasy i mnóstwo innych pierzastych mieszkańców wodnej przestrzeni. Nieco dalej ukazały się ruiny budynków i smutne szczątki kolonji opustoszałej, której imię wiecznie świadczyć będzie o niepłodności ziemi i jałowości lasów ją otaczających. Duncan mijał sławny
Port Głodowy.
W tem to właśnie miejscu w 1581 r. Hiszpan Sarmiento osiedlił się z 400-stu emigrantami i założył miasto Santo Felipe. Okrutne mrozy zdziesiątkowały kolonję, głód wytrzebił to, co przed mrozami ocalało, a w roku 1587 korsarz Cavendish znalazł ostatniego z tych czterystu nieszczęśliwych, umierającego z głodu wśród zwalisk miasta, tak
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/057
Ta strona została przepisana.