Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/069

Ta strona została skorygowana.

Podczas gdy przygotowywano wieczerzę, Glenarvan, Paganel i kapataz przechadzali się pomiędzy domami o słomianych strzechach. Oprócz kościoła i zwalisk klasztoru franciszkańskiego, Arauco nic nie ma ciekawego. Glenarvan chciał zebrać jakieś wiadomości, lecz mu się to nie udało, Paganela do rozpaczy przyprowadzało to, że go mieszkańcy tamtejsi nie rozumieli; lecz ponieważ mówili po araukańsku, to jest językiem narodowym, używanym tam powszechne[1] aż do cieśniny Magellańskiej, hiszpańszczyzna przeto Paganela czyniła na nich takie wrażenie, jakgdyby odzywał się do nich, naprzykład, po hebrajsku. Nie mogąc słuchu zaspokoić, pasł on przynajmniej wzrok widokiem różnych typów rasy moluckiej, z prawdziwą radością uczonego badacza. Mężczyźni byli wysokiego wzrostu, o twarzach płaskich, cerze miedzianej, z zarostem rzadkim, oka ponurego, o głowach szerokich, pokrytych długiemi włosami czarnemi. Widoczna na nich była ta bezczynność nużąca, właściwa wszystkim ludom wojowniczym, które nie wiedzą, co zrobić w czasie pokoju. Kobiety mizerne, lecz mocne, oddane były całkowicie mozolnym zajęciom gospodarskim: opatrywały konie, czyściły broń, orały, polowały dla swych panów i znajdowały jeszcze czas na wyrabianie tych błękitno-turkusowych ponszy, których robota wymaga około dwu lat pracy, a z których każde kosztuje co najmniej sto dolarów (pięćdziesiąt franków).
— To prawdziwi Spartanie! — powtarzał Paganel, gdy po przechadzce zasiadał do wspólnej wieczerzy.
Każdy łatwo zrozumie, ile było przesady w tym wykrzykniku uczonego geografa; tem więcej, gdy dodał jeszcze, że serce silniej mu biło przy zwiedzaniu miasta Arauco. Spytany przez majora o powód tego nadzwyczajnego i niespodziewanego „bicia serca”, odpowiedział, że wzruszenie jego było bardzo naturalne wobec wspomnienia, że jeden z jego rodaków zasiadł niegdyś na tronie araukańskim; tym eks-monarchą był Tonneins, wyborny człowiek, były adwokat z Peringueux, wrażliwego usposobienia a nawet nieco awanturniczego. Żartowano z przygód i upadku jego królewsko-murzyńskiej mości Aureljusza Antoniego I-go, a wkońcu za jego zdrowie spełniono toast wódką z kukurydzy, zwaną w krajowym języku chicha. W chwilę potem podróżni, owinąwszy się w swe ponsza, smacznie zasnęli.

Następnego dnia, o ósmej z rana, orszak podróżny wyruszył w drogę, dążąc na wschód według trzydziestego siódmego równoleżnika. Podróżni przechodzili przez urodzajne terytorja Araukanji, bogate w stada i winnice. Zwolna jednak coraz częściej bezludne znajdowali przestrzenie. Zaledwie co mila napotykali nędzną chatę „restreadora”, to jest indyjskiego poskromiciela koni, których sława znana jest w całej Ameryce. Gdzie niegdzie stało pustkowie po opuszczonej stacji pocztowej, służące za schronienie błąkającym się po płaszczyźnie krajowcom. Po drodze podróżni napotkali dwie rzeki: Reque i Tubal, ale kapataz, obeznany z miejscowością, znalazł bród

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – powszechnie.