Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/095

Ta strona została przepisana.

Po dopełnionem kupnie Glenarvan pożegnał swoich „dostawców” — jak się wyrażał Paganel, i w niespełna pół godziny był zpowrotem w obozowisku swych towarzyszy. Ci powitali go z najwyższą radością, tem bardziej, że przyprowadzał tak szacowne i pożądane dla podróżnych nabytki. Wszyscy jedli z wielkim apetytem, wygłodzeni z powodu zupełnego braku zapasów śpiżarnianych. Robert także się posilił, powróciwszy już zupełnie prawie do sił dawniejszych.
Resztę dnia poświęcono na wypoczynek i na rozmowę o drogich osobach, pozostałych na pokładzie Duncana: o kapitanie Johnie Manglesie, o jego dzielnej załodze, wreszcie o kapitanie Harrym Grant, który niedaleko może się znajdował.
Paganel ani na chwilę nie odstępował Indjanina: nie posiadał się z radości, patrząc na prawdziwego Patagończyka, przy którym wyglądał jak karzełek. Zarzucał on poważnego i łagodnego przewodnika tysiącem pytań, a wszystko po hiszpańsku — i tym razem, choć bez książki, uczył się naprawdę, naginając do dobrego wymawiania często nieposłuszny język, szczęki lub gardło.

— Jeśli nie będę miał dobrego akcentu — mówił do majora — to już doprawdy nie moja w tem wina; bo któż mógł przewidzieć, że od Patagończyka będę się uczył po hiszpańsku!




XVI.

RIO COLORADO.


Nazajutrz, to jest 22-go października, o ósmej godzinie z rana, Thalcave dał znak do odjazdu. Ziemia argentyńska pomiędzy dwudziestym drugim i czterdziestym drugim stopniem pochyla się od zachodu na wschód; podróżni więc po lekkiej pochyłości spuszczali się ku morzu.
Ponieważ Patagończyk nie chciał przyjąć konia ofiarowanego mu przez lorda Glenarvan, więc zdawało się, że woli iść pieszo, jak wielu innych przewodników, tem bardziej, że długie jego nogi mogły mu ułatwiać taką podróż. Jednak rzecz się miała inaczej.
W chwili odjazdu Thalcave gwizdnął w sposób szczególniejszy. Na ten znak z pobliskiego lasku przybiegł koń argentyński wspaniałej postawy. Piękne to zwierzę posiadało wszystkie cechy szlachetnej rasy: na wysmukłej szyi nosił lekką głowę, nozdrza szerokie, oko ogniste, nogi pod kolanami grube, łopatki wydatne, pierś szeroką, pęciny długie — słowem, wszystkie przymioty, okazujące siłę i zręczność. Major, jako prawdziwy znawca, podziwiał ten śliczny okaz rasy patagońskiej, znąjdując w nim niejako podobieństwo do koni angiel-