Paganel do żywego był dotknięty tą sprzeczką a bardziej jeszcze żartami ze swych wiadomości geograficznych, i stopniowo tracił coraz bardziej na humorze. Aż wreszcie wybuchnął:
— Wiedz, mój panie, że moje książki nie potrzebują sprostowań tego rodzaju.
— Mniemam, że i owszem, a przynajmniej w tym razie — odparł uparty Mac Nabbs.
— Widzę, że pan jesteś w kłótliwem usposobieniu! — zawołał Paganel.
— A ja widzę, że pan jesteś cierpki! — odrzekł major.
Rozmowa, jak widzimy, przybierała obrót całkiem niespodziany, a w rzeczy samej przedmiot niewart był sporu. Glenarvan uważał za potrzebne wdać się w tę sprawę.
— Istotnie — rzekł — widzę, że jeden z was jest cierpki, a drugi w usposobieniu do sprzeczki i dziwi mnie jedno i drugie.
Patagończyk, nie rozumiejąc nawet powodu sprzeczki, odgadł, że dwaj przyjaciele byli w nieporozumieniu; począł się więc uśmiechać i rzekł spokojnie:
— To wiatr północny.
— Wiatr północny! — krzyknął Paganel. — Cóż tu wiatr północny ma do tego wszystkiego?
— Ach, tak, tak — wtrącił Glenarvan — to prawda, że to wiatr północny jest przyczyną waszego usposobienia! Słyszałem już o tem, że w Południowej Ameryce wiatr ten bardzo wpływa na rozdrażnienie systemu nerwowego!
— Klnę się na świętego Patryka, Edwardzie, że masz słuszność — rzekł major z głośnym śmiechem.
Lecz zawzięty Paganel nie mógł się uspokoić i zwrócił znów swe rozdrażnienie przeciwko Glenarvanowi, biorąc za żart jego wmieszanie się w tę sprawę.
— Tak jest, milordzie, naprawdę czuję, że mój system nerwowy jest całkiem rozstrojony.
— Wierzaj mi, Paganelu, że to nic innego, jak wpływ północnego wiatru, który w pampie do zbrodni czasami przywodzi.
— Do zbrodni! — wrzasnął uczony. — Jakto, ja wyglądam, jak człowiek, który chce popełnić zbrodnię?
— Nie mówię tego.
— Powiedz więc lepiej odrazu, że ciebie samego chcę zamordować!
— Ach — odpowiedział Glenarvan, śmiejąc się mimowoli — obawiam się tego. Bogu dzięki, że wiatr północny nie trwa dłużej nad dzień jeden!
Na te wyrazy wszyscy głośnym śmiechem zawtórowali Glenarvanowi. Paganel nie posiadał się ze złości; odszedł na stronę, aby nie
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/109
Ta strona została przepisana.