wet mulatów, niemniej jednak cieszę się, że niema pomiędzy nami twoich ulubionych jaguarów, bez których i tak położenie nasze nie jest zbyt przyjemne...
— Jakto niezbyt przyjemne? — zawołał Paganel niezadowolony — i ty, milordzie, jeszcze na los swój się uskarżasz?
— Alboż nie mam powodu? — odrzekł Glenarvan. — Ty sam przynaj, że niebardzo ci przyjemnie jest mieszkać tu wśród gałęzi, bez żadnej wygody, a nawet bez przykrycia.
— Nigdy i nigdzie nie było mi lepiej, nawet w moim gabinecie. Prowadzimy tu życie ptasze! Śpiewamy! Skaczemy z gałązki na gałązkę! Zaczynam nabierać przekonania, że ludzie stworzeni są do mieszkania na drzewach.
— I tylko im skrzydeł brakuje! — dorzucił major.
— Przyjdzie i do tego, że je sobie zrobią.
— Zanim to jednak nastąpi — rzekł Glenarvan — pozwól, kochany przyjacielu, że ja nad to mieszkanie napowietrzne przekładam żwir jakiegoś parku, posadzkę mojego pokoju, lub nareszcie pomost okrętowy!
— Milordzie — odpowiedział Paganel — trzeba się zgadzać z losem i przyjmować położenie, jakie jest; jeśli dobre, to tem lepiej, jeśli złe, to nie zważać na to. Widzę, że zaczynasz tęsknić za wygódkami twego Malcolm-castle!
— Nie, ale...
— Ręczę ci, że Robert jest zupełnie szczęśliwy — śpiesznie dodał Paganel, chcąc choć jednego sobie zyskać stronnika.
— O tak, panie Paganel — zawołał Robert z radością.
— W jego wieku zawsze się jest szczęśliwym — rzekł Glenarvan.
— I w moim także — odpowiedział Paganel. — Im mniej człowiek ma wygód, tem mniej też potrzeb; a im mniej kto potrzebuje, tem jest szczęśliwszy.
— Otóż — zawołał Mac Nabbs — nasz Paganel wypowiada wojnę dostatkom i wygodnemu życiu.
— Nie, majorze — odrzekł uczony — ale jeśli posłuchać zechcesz, odpowiem ci na to powiastką arabską, jaka mi w tej chwili na pamięć przychodzi.
— Wszystkie powiastki niewiele dowodzą — mówił major — a tem mniej arabskie; ale w każdym razie z przyjemnością słuchamy
cię, Szeherazado nasza.
— Jeden z synów wielkiego Harun-al-Raszyda — mówił Paganel — nie był szczęśliwy. Poszedł więc szukać porady u pewnego starego derwisza. Mędrzec odpowiedział mu, że szczęście niełatwo znaleźć na tym świecie, że jednak zna sposób niezawodnego zapewnienia go sobie. — Jakiż to? — zapytał młody książę. — Włóż na siebie — odpowiedział derwisz — koszulę szczęśliwego człowieka! Mło-
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/155
Ta strona została przepisana.