mężczyzn, sześć kobiet i czternaścioro dzieci; w 1835 cyfra ludności wzrosła do czterdziestu, a teraz już jest trzykroć liczniejsza.
— Taki to bywa początek narodów — rzekł Glenarvan.
— Dla uzupełnienia dziejów Tristan d’Acunha, dodam — mówił Paganel — że ta wyspa tyle, co i Juan Fernandez, zasługuje na nazwę wyspy Robinsona, bo jeżeli na jednej pozostawiono zkolei dwu marynarzy, to na drugiej omal nie porzucono dwu uczonych. W roku 1793 jeden z moich rodaków, przyrodnik Aubert Dupetit-Thouars, wyszedłszy na wycieczkę botaniczną, zabłądził i nie mógł trafić do swego statku, aż do chwili, gdy już podnoszono kotwicę; a w r. 1824, jeden z twoich znowu rodaków, milordzie, zdolny rysownik August Earle, przez ośm miesięcy pozostawał na wyspie. Kapitan jego okrętu zapomniał, że Earle wysiadł na ląd, i odpłynął do Przylądka Dobrej Nadziei.
— Prawdziwie roztargniony kapitan — rzekł major. — Czy nie był to czasem jaki twój krewny, Paganelu?
— Jeśli nim nie był, kochany majorze, to wart nim być.
Odpowiedź geografa zakończyła tę rozmowę.
Nocny połów Duncana udał się bardzo szczęśliwie. Ubito pięćdziesiąt ogromnych fok, z których przez cały dzień następny wydobywano tran i ściągano skóry. Reszta towarzystwa zrobiła znów wycieczkę na wyspę. Major i Glenarvan wyszli ze strzelbami, chcąc popróbować zwierzyny tamtejszej. Na przechadzce dnia tego posunięto się aż do podnóża góry, na grunt zasłany szczątkami wybuchów wulkanicznych; angielski kapitan Carmichaël słusznie uważał tę wyspę za wulkan wygasły.
Myśliwi spostrzegli kilka dzików, a nawet jednego z nich kula majora powaliła. Na wyniosłej płaszczyźnie widziano znaczną ilość kóz dzikich; było też tam mnóstwo kotów zdziczałych, śmiałych i silnych, groźnych nawet dla psów; być może, zrobią się z nich zczasem drapieżniki jak należy.
O ósmej wieczorem wszyscy już byli zpowrotem na pokładzie, a w nocy Duncan opuścił wyspę Tristan d'Acunha, aby jej nigdy już więcej nic zobaczyć.
WYSPA AMSTERDAM.
John Mangles miał zamiar zawinąć do Przylądka Dobrej Nadziei dla zrobienia zapasu węgla; musiał więc nieco zboczyć z trzydziestego siódmego równoleżnika i posunąć się, o dwa stopnie wyżej ku północy. Duncan płynął z prądem wiatru, stale wiejącego od za-