— Prawda, prawda! — wołał Robert.
Ayrton przypomniał tysiące drobnych zdarzeń, nie przywiązując do nich takiej wagi, jaką im dawał John Mangles. Gdy ustawał, Marja słodkim swym głosem nagliła:
— Jeszcze, panie Ayrton, jeszcze mów nam o naszym biednym ojcu!
Kwatermistrz czynił zadość tym życzeniom. Glenarvan nie chciał mu przerywać, choć miał dwadzieścia pytań ważniejszych: lady Helena powstrzymywała go, wskazując na radosne wzruszenie dziewczęcia.
W tej rozmowie właśnie Ayrton opowiedział historję Britanji i jej podróż przez ocean Spokojny. Marja znała większą część tych szczegółów, bo wiadomości z okrętu dochodziły aż do maja roku 1862. W ciągu jednego roku Harry Grant zawijał do głównych brzegów Oceanji i był na Hebrydach, w Nowej Gwinei, w Nowej Zelandji i Nowej Kaledonji, walcząc dość często ze złą wolą władz angielskich, bo o jego okręcie rozesłano wiadomości do kolonij brytańskich. Jednakże znalazł pewien punkt na zachodniem wybrzeżu Papuazji, zdatny, jak mu się zdawało, do założenia tam osady szkockiej, o której powodzeniu nie wątpił. W rzeczy samej dobry i dostatecznie zaopatrzony przystanek na drodze z wysp Moluckich do Filipinskich mógł ściągnąć wiele okrętów, tem więcej, gdy przekopanie kanału Sueskiego uczyni niepotrzebną podróż dokoła Przylądku Dobrej Nadziei. Harry Grant był jednym z propagujących w Anglji wielkie dzieło Lessepsa i nie mieszał namiętności politycznych z wielką sprawą międzynarodową.
Po zwiedzeniu Papuazji, okręt nabrał jeszcze zapasów żywności w Callao i opuścił ten port dnia 30-go maja 1862 r. z zamiarem powrócenia do Europy przez ocean Indyjski i około Przylądka. W trzy tygodnie po jego odjeździe straszna burza nawiedziła okręt; dla ocalenia go zwalono maszty: woda przeciekać poczęła szparą, której nie można było zatkać. Osada, z sił wyczerpana, nie podołała pompowaniu. Przez ośm dni okręt był igraszką huraganu. Wkrótce woda w okręcie doszła do sześciu stóp wysokości i zatapiała go powoli. Szalupy wszystkie wprzód już woda uniosła. Trzeba było ginąć wraz ze statkiem, gdy nagle w nocy 27-go czerwca, jak to Paganel doskonale zrozumiał, spostrzeżono wschodni brzeg Australji. Zaraz potem okręt uderzył o brzeg; straszne to było wstrząśnienie — i w tej to właśnie chwili Ayrton, porwany falą i uniesiony na morze, stracił przytomność. Gdy przyszedł do siebie, znajdował się w ręku dzikich krajowców, wlokących go w głąb lądu. Odtąd nic już nie słyszał o Britanji i nie bez przesady domyślał się, że okręt poszedł na dno ze wszystkiem u podwodnych skał przy Twofoldbay.
Na tem kończyło się opowiadanie, tyczące się kapitana Granta, wywołujące niejednokrotnie bolesne wykrzykniki słuchaczów. Major
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/213
Ta strona została skorygowana.