ze stolicą Adelajda, Australja Północna, nie mająca jeszcze stolicy. Koloniści zasiedlają tylko wybrzeża. O dwieście mil angielskich w głąb kraju wznosi się zaledwie kilka miast ważniejszych; wnętrze zaś tej krainy, to jest przestrzeń, równająca się dwom trzecim częściom Europy, dotąd jeszcze jest prawie nieznana.
Na szczęście, 37-my równoleżnik nie przechodzi przez te niezmierzone pustynie, te nieprzystępne krainy, które naukę kosztowały tyle ofiar. Wszystkie trudy i usiłowania Glenarvana nicby tu nie pomogły. Miał tylko do czynienia z południową częścią Australji, która się składa z wąskiego pasa prowincji Wiktorji i z wierzchołka przewróconego trójkąta, jaki tworzy Nowa Walja Południowa.
Od przylądka Bernouilli do granicy Wiktorji liczą zaledwie sześćdziesiąt dwie mile angielskie. Nie więcej to niż dwa dni drogi — i Ayrton spodziewał się nocować nazajutrz w Aspley, mieście leżącem na samym zachodzie prowincji Wiktorji.
Początek podróży zwykle odznacza się rzeźwością, jeźdźców i koni. Co do pierwszych, niema nic do powiedzenia, lecz należy zawsze hamować, zapał ostatnich, bo, mając długą podróż przed sobą, trzeba koniecznie oszczędzać siły wierzchowców. Z tego względu postanowiono nie robić więcej dziennie nad 20 do 30 mil angielskich. Zresztą należało stosować chód koni do powolniejszego stąpania wołów, które, jak narzędzia mechaniczne, tracą na czasie to, co wygrywają na sile. Wóz z podróżnymi i zapasami stanowił środek karawany, ruchomą fortecę. Jeźdźcy mogli jechać z boków, gdzie się komu spodobało, nie oddalając się wszakże zbyt daleko.
Ponieważ nie trzymano się żadnego szczególnego porządku, każdy zatem mógł robić, co zechciał: myśliwi uganiać się po płaszczyźnie, galanci rozmawiać z damami, jadącemi w powozie, a filozofowie prowadzić dysputy uczone. Paganel, posiadający wszystkie te przymioty, musiał być i był wszędzie razem.
Podróż przez prowincję Adelajda nie przedstawiała nic zajmującego: szereg niewysokich, pełnych kurzawy pagórków; ogromne przestrzenie gruntów jałowych, noszących w tym kraju nazwę „bush”; nieco łąk, pokrytych gromadkami krzaków o klinowatym liściu, mającym smak słonawy, a służącym za największy przysmak dla owiec; gdzie niegdzie kilka „pigsfaces” — szczególny gatunek owiec o łbach, przypominających kształtem świńskie, właściwy Nowej Holandji, pasących się między słupami linji telegraficznej, świeżo otwartej między Adelajdą i wybrzeżem, oto jedyny widok, przedstawiający się podróżnym na kilkomilowej przestrzeni.
Dotychczas równiny te zupełnie przypominały nudne krajobrazy pampy; był to ten sam grunt równy, zarosły trawą, ten sam widnokrąg ostro zarysowany. Mac Nabbs utrzymywał, że się znajdują jeszcze w tym samym kraju, lecz Paganel zapewniał, iż wkrótce kraj-
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/224
Ta strona została przepisana.