Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Paganel rozpędził swój język, jakby go nigdy nie miał zatrzymać. Wymowny sekretarz Towarzystwa Geograficznego przestał być panem siebie — mówił i mówił, gestykulując do upadłego i wywijając widelcem, co siedzącym obok niego groziło niemałem niebezpieczeństwem. Nakoniec grom oklasków przytłumił głos jego i udało mu się nareszcie zamilknąć.
Po takiem wyliczeniu osobliwości australijskich, nikt nie myślał prosić o więcej, tylko major nie mógł się powstrzymać, żeby go, nie zapytać głosem spokojnym:
— I to już wszystko?
— Otóż nie, nie wszystko! — odparł uczony z nową gwałtownością.
— Jakto? — spytała zaciekawiona lady Helena. — Czyż jest jeszcze w Australji coś więcej osobliwego?
— Tak, pani, jej klimat przewyższa swemi dziwactwami wszystko, co ona wydaje.
— Naprzykład? — zawołano.
— Nie mówię o własnościach higjenicznych klimatu australijskiego, tak obfitującego w tlen, a ubogiego w azot; niema tu wiatrów wilgotnych, bo wieją wzdłuż wybrzeży; niema też wielu chorób, np. tyfusu, odry i cierpień chronicznych.
— Jednakże i to korzyść niemała — rzekł Glenarvan.
— Bezwątpienia, lecz ja nie o tem mówię — odpowiedział Paganel. — Tutaj klimat ma pewną własność... nieprawdopodobną.
— Jaką? — zapytał John Mangles.
— Nie uwierzycie nigdy!
— Uwierzymy! — zawołali zaciekawieni słuchacze.
— Zatem jest on...
— Czemże?
— Moralizatorem.
— Jakto moralizatorem?
— Tak jest — odpowiedział uczony, pełnym przekonania głosem — tak, moralizatorem. Tutaj powietrze nie psuje ani kruszców, ani człowieka. Tutaj atmosfera czysta i sucha bieli wszystko prędko, i płótno, i dusze. I w Anglji dobrze zauważono zalety tego klimatu, kiedy postanowiono wysyłać do tego kraju ludzi potrzebujących poprawy.
— Jakto? Czy ten wpływ rzeczywiście daje się zauważyć? — spytała lady Glenarvan.
— Tak, pani, równie na zwierzętach, jak i na ludziach.
— I pan nie żartuje?
— Nie żartuję. Konie, bydło tutejsze odznaczają się znakomitą łagodnością. Zobaczy to pani.