Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/275

Ta strona została przepisana.

najpierw zaczęli uciekać, lecz uspokoili się nieco i zatrzymali, gdy Ayrton wymówił kilka niezrozumiałych wyrazów w nieznanym jakimś bełkocie. Wreszcie powrócili z niedowierzaniem i trwogą, jak zwierzęta, gdy im się podaje kawałek nęcącego je mięsa.
Dzicy mierzyli od pięciu stóp czterech cali, do pięciu stóp siedmiu cali wysokości; cerę mieli niezupełnie czarną, ale koloru starej sadzy; włosy poskręcane, ręce długie, brzuch wystający, ciało kosmate, licznemi usiane bliznami z powodu tatuowania i pewnych nacięć, praktykowanych przy obrzędach pogrzebowych. Twarze ich były odrażającej brzydoty: usta ogromne, nos spłaszczony przy policzkach, wydatne szczęki dolne, opatrzone rzędem białych zębów. Nigdy jeszcze może człowiek nie przedstawiał większego do zwierząt podobieństwa.
— Robert nie omylił się — powtórzył major — to są małpy, nie czystej krwi, jeśli się komu spodoba — ale w każdym razie małpy!
— Panie Mac Nabbs — rzekła lady Helena łagodnie — czyż chciałbyś usprawiedliwić tych, którzy polowali na te nieszczęsne istoty, jak na dzikie zwierzęta? To są ludzie!
— Ludzie? — zawołał Mac - Nabbs. — Nie, co najwięcej są to istoty pośrednie pomiędzy człowiekiem i orangutangiem, i ręczę, że, gdybyśmy zmierzyli kąt ich twarzy, przekonalibyśmy się, że jest tak ostry, jak u małp.
Pod tym względem major miał słuszność zupełną; kąt twarzowy krajowca australijskiego jest bardzo ostry, tak samo jak orangutanga, i nachylenie jego wynosi od sześćdziesięciu do sześćdziesięciu dwu stopni. Dlatego też nie bez słuszności p. de Rienzi proponował, aby tych nieszczęśliwych zaliczyć do oddzielnej rasy, którą nazywał „pithecomorphes”, to jest ludzie o małpich kształtach.
Lecz lady Helcna miała jeszcze więcej niż Mac Nabbs słuszności, biorąc za istoty obdarzone duszą krajowców, stojących na naj niższym szczeblu ludzkości. Pomiędzy bydlęciem i Australijczykiem istnieje niezgłębiona przepaść, dzieląca te dwa rodzaje stworzeń. Pascal słusznie powiedział, że człowiek nigdzie nie jest bydlęciem, ani też aniołem.
Lady Helena i Marja Grant, jakby dla zadania fałszu tej ostatniej części zdania wielkiego myśliciela, wysiadły z wozu i, wyciągając pieszczotliwie rękę ku tym nędznym istotom, podawały im pożywienie, które dzicy z nadzwyczajną chwytali żarłocznością. Dzicy mogli tem bardziej wziąć lady Helenę za jedno ze swych bóstw, że według ich wyobrażeń religijnych biali ludzie są to dawniejsi murzyni, wybieleni po śmierci.
Największe współczucie w litościwych sercach dam europejskich obudziły kobiety dzikich. Z niczem porównać się nie da stanowisko kobiety australijskiej; macosza natura odmówiła jej nawet najmniejszego powabu; jest to niewolnica, porwana siłą brutalną, która za-