Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/290

Ta strona została przepisana.

Po lodach i sorbetach, biesiadnicy przeszli do salonu. Wieczór poświęcono muzyce. Lady Helena, jako wyborna pianistka, nie drożyła się ze swym talentem. Bracia Pettersonowie z poprawnym smakiem śpiewali różne wyjątki z ostatnich utworów Gounoda, Masseneta, Felicjana Dawida, a nawet Ryszarda Wagnera.
O jedenastej podano herbatę, przysposobioną z tą angielską wytwornością, jakiej żaden inny naród nie posiada. Paganel prosił, aby mu pozwolono skosztować herbaty australijskiej — przyniesiono mu więc płyn czarny, jak atrament; była to kwarta wody, w której gotowano pół funta herbaty przez cztery godziny. Paganel krzywił się, pijąc, ale mówił, że wyborny to napój.
O północy odprowadzono gości do chłodnych i wygodnych pokoi, gdzie w miłych snach znaleźli dalszy ciąg przyjemności dnia tego.
Nazajutrz o świcie pożegnali obu młodych hodowców bydła, dziękując im serdecznie za tyle doznanej uprzejmości; ci ze swej strony uroczyście przyrzekali odwiedzić lorda Glenarvana w jego zamku

Malcolm, za pierwszą w Europie bytnością. Poczem wóz puścił się w drogę, objechał podnóże góry Hottam i wkrótce pałacyk osadników zginął podróżnym z oczu, jak przelotne widzenie. Jeszcze przez pięć mil (angielskich) konie ich stąpały po ziemi, należącej do stacji, i dopiero o dziewiątej godzinie przebyli ostatnie ogrodzenie i wjechali na nieznane prawie przestrzenie prowincji Wiktorja.




XLIII.[1]

ALPY AUSTRALIJSKIE.


Od strony południowo - wschodniej ogromna zapora przecinała drogę. Był to łańcuch Alp Australijskich, jakby rozległa fortyfikacja, której nierówne bastjony ciągną się na przestrzeni tysiąca pięciuset mil angielskich i wstrzymują obłoki na wysokości czterech tysięcy stóp.

Z zachmurzonego nieba mało spływało na ziemię ciepła, przedzierającego się przez gęstą tkaninę mgły. Temperatura była więc znośna, ale podróż bardzo trudna po gruncie coraz nierówniejszym. Tu i owdzie sterczały pagórki, porosłe zielonemi drzewkami gumowemi. Dalej wzgórza już bardziej wyniosłe tworzyły pierwsze wielkich Alp szczeble. Trzeba było jechać ciągle pod górę. Znać to już było po wysiłku wołów, których jarzma skrzypiały pod oporem ciężkiego wozu; woły sapały mocno i ciężko oddychały, a naprężone muskuły na ich nogach zdawały się pękać. Osie u wozu jęczały za każdem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – XLIV.