Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/302

Ta strona została przepisana.

— A gdzie leży wybrzeże zatoki Twofold — spytał Glenarvan.
— Pod sto pięćdziesiątym stopniem — odrzekł Paganel.
— A te dwa stopnie i siedem minut różnicy znaczą?...
— Siedemdziesiąt pięć mil (37 lieues).
— A jak daleko stąd do Melbourne?
— Dwieście mil co najmniej.
— Dobrze. Skoro tedy już znamy nasze położenie — pytał dalej Glenarvan — cóż teraz czynić wypada?
Wszyscy odpowiedzieli jednozgodnie, że wypada bez najmniejszej zwłoki podążać do wybrzeża. Lady Helena i Marja Grant podejmowały się iść po pięć mil dziennie. Odważne te kobiety nie ulękły się myśli przebycia pieszo przestrzeni, dzielącej Snowy od zatoki Twofold.
— Dzielną jesteś towarzyszką podróży, droga moja Heleno — rzekł lord Glenarvan — ale czy możemy być pewni, że w zatoce znajdziemy wszystko, co nam będzie potrzebne?
— Ani wątpić — mówił Paganel. — Eden jest dość już dawnem miastem; jego port musi miewać częste stosunki z Melbourne. Przypuszczam nawet, że o trzydzieści pięć mil stąd, w parafii Delegete, na granicy prowincji Wiktorji, znajdziemy i żywność, i konie.
— A Duncan? — spytał Ayrton — nie będzie wezwany do zatoki, milordzie?
— Jak ci się zdaje, kapitanie? — spytał Glenarvan.
— Sądzę, że Wasza Dostojność nie ma potrzeby śpieszyć się w tym względzie — odrzekł kapitan po pewnym namyśle. — Zawsze będzie czas posłać rozkazy Tomaszowi Austinowi i przyzwać go na wybrzeże.
— Zapewne, zapewne — potwierdził Paganel.
— Proszę pamiętać — mówił dalej John Mangles — że za cztery lub pięć dni będziemy w Eden.
— Za cztery lub pięć dni! — powtórzył Ayrton, potrząsając głową — powiedz pan piętnaście, lub dwadzieścia, panie kapitanie.
— Jakto, piętnaście lub dwadzieścia dni na przebycie siedmdziesięciu pięciu mil? — zawołał Glenarvan.
— Co najmniej, milordzie. Mamy dążyć przez najprzykrzejszą część prowincji Wiktorji, pustynię, w której brak wszystkiego, jak utrzymują hodowcy bydła. Są to płaszczyzny, zarosłe gęstemi krzakami, niepodobna było nawet stacji żadnej założyć. Wypadnie tam iść z siekierą i pochodnią w ręku, a więc na pośpiech rachować trudno.
Ayrton mówił bardzo stanowczo. Paganel, na którego zwróciły się pytająco oczy wszystkich, niemem potakiwaniem głowy przyznawał słuszność słowom kwatermistrza.
— Przypuszczam, że napotkamy wszystkie trudności — rzekł wtedy John Mangles — to i tak za piętnaście dni dość będzie czasu wysłać rozkazy Duncanowi.