zajął pierwszy przedział na wozie. Mulrady czuł się upokorzony taką dobrocią; bolała go ta myśl, że słabość jego może być dla Glenarvana powodem do opóźnienia podróży i nieprędzej się uspokoił, aż mu
przyrzeczono, że pozostawią go w obozowisku pod opieką Wilsona, jeśli uda się wynaleźć przejście przez rzekę Snowy.
Na nieszczęście, o przeprawie nawet marzyć nie było można ani tego dnia, ani nazajutrz. Doprowadzało to Glenarvana do rozpaczy, lady Helena i major napróżno starali się go uspokoić i zachęcać do wytrwania, do cierpliwości. Do cierpliwości? — Wtedy, gdy Ben Joyce był bliski przybycia na pokład jachtu, gdy Duncan wytężał może całą siłę pary, aby co prędzej przybyć do tego nieszczęsnego wybrzeża, i gdy każda godzina zbliżała go do celu!
John Mangles rozumiał niepokój lorda Glenarvana; dlatego też, chcąc koniecznie pokonać trudności, zbudował czółno na sposób australijski, statek ten jednak bardzo był słaby i niepewny.
Przez cały dzień 18-sty stycznia kapitan wraz z majtkiem odbywali próby z tem lichem czółnem, robiąc wszystko, na co się tylko zdobyć może zręczność, odwaga, siła i przytomność. Dostawszy się na prąd, czółno się wywróciło; żeglarze omal życiem nie przypłacili tych zuchwałych doświadczeń, a statek, wciągnięty w wir — zatonął. John Mangles i Wilson nawet dziesięciu węzłów nie przepłynęli po
rzece, wezbranej na milę przeszło szerokości wskutek deszczów i topniejących śniegów.
Dwa następne dni, 19-sty i 20-sty stycznia, minęły w tem samem położeniu. Major z Glenarvanem na długości pięciu mil zbadali rzekę, idąc ku jej źródłu, i nie znaleźli nigdzie możności przejścia jej w bród. Wszędzie ta sama gwałtowność wód, ta sama szybkość nawalna. Cały południowy stok Alp Australijskich w to jedyne łożysko zwalał z siebie wszystkie swe śniegi.
Trzeba się było wyrzec nadziei ocalenia Duncana. Pięć dni już upłynęło od wyjazdu Ben Joyce'a; jacht w tej chwili musiał już być na wybrzeżu i znajdować się w ręku złoczyńców!
Trudno jednak, aby taki stan rzeczy trwał dłużej. Powodzie czasowe krótko trwają, dlatego właśnie, że zbyt gwałtownie powstają. Dnia 21-go z rana Paganel dostrzegł, że wody zaczynają opadać,
i zaraz zawiadomił o tem Glenarvana.
— I cóż mi z tego teraz — odpowiedział Glenarvan — już za późno!
— Choćby i tak, to zawsze nie powód, abyśmy dłużej mieli tu bezczynnie pozostać.
— Tak jest — dodał John Mangles — jutro może już zdołamy przebyć rzekę.
— A czy to ocali nieszczęśliwą osadę Duncana? - zawołał Glenarvan w uniesieniu.
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/322
Ta strona została przepisana.