Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/339

Ta strona została przepisana.

Misyj Reformowanych ogłaszał o dwu znacznych stacjach misyjnych z których jedna była w Kidi-Kidi, nad brzegami kanału, wpadającego do zatoki Wysp, a druga w Pai-Hra nad rzeką Kawa-Kawa. Pod przewodnictwem misjonarzy swoich, krajowcy, nawróceni do chrystjanizmu, poprzebijali drogi przez niezmierne lasy, budowali mosty na strumieniach. Każdy zkolei misjonarz szedł opowiadać naukę cywilizacyjną między odległe pokolenia; budował kaplice z trzciny lub z kory, szkoły dla młodych krajowców, a na dachach tych skromnych budowli powiewał sztandar misyjny, na którym widniał krzyż i słowa: „Rongo-Pai” to jest ewangelja.
Na nieszczęście, wpływ misjonarzy nie sięgał poza ich siedziby — i cała koczująca część ludności wymyka się z pod tego wpływu. Tylko między zyskanymi dla chrześcijaństwa krajowcami ustał kanibalizm — a i tych nie trzeba narażać na pokusy: drga w nich zawsze jeszcze instynkt krwi chciwy.
Zresztą wojna zawsze jest chroniczną chorobą tamtych okolic. Zelandczycy nie uciekają przed najazdem Europejczyków, jak zezwierzęceni Australijczycy; opierają się, bronią, nienawidzą najeźdźców, a straszna ich nienawiść zwraca się przeciwko wychodźcom angielskim. Przyszłość tych wielkich wysp zależy od losu. Albo szybko rozwinie się tam cywilizacja, albo głębokie barbarzyństwo przetrwa długie wieki. Oręż postanowi, jak będzie.

W taki to sposób snuła się historja Nowej Zelandji w rozgorączkowanym niecierpliwością umyśle Paganela. Nic przecież w całej tej historji nie było, coby pozwalało te dwie wyspy nazywać lądem stałym. I jeśli niektóre wyrazy dokumentu trapiły wyobraźnię Paganela, to ten jeden wyraz contin zagradzał mu uporczywie drogę nowych domniemiań.




LI.

RZEZIE NA NOWEJ ZELANDJI.


Dnia 31-go stycznia, więc w cztery dni po puszczeniu się w drogę, jeszcze Macquarie nie przebył dwu trzecich oceanu między Australją a Nową Zelandją. Will Halley mało zajmował się obrotami statku, pozwalał robić majtkom, co im się zdawało. Rzadko go widywano, czego nikt nie żałował. Niechby sobie gburowaty ten dowódca statku nie pokazywał się, niktby mu tego nie miał za złe, ale upijał się codziennie, a majtkowie radzi go naśladowali i nigdy jeszcze okręt żaden nie był tak zdany na łaskę Boską, jak Macquarie.