Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/357

Ta strona została przepisana.

niebezpiecznych, jak tylko okręt spłynie. Do południa i to było skończone; nawet lady Helena i Marja Grant nie były nieczynne, bo pracowały przy urządzeniu żagli — z czego niewymownie były rade. Po tych wszystkich przygotowaniach statek niebardzo pięknie wprawdzie wyglądał, ale można było na nim puścić się na morze, byle nie bardzo oddalać się od brzegów.
Przypływ wznosił się tymczasem; na morzu powstawały małe fale, wierzchołki skał i mielizn kryły się pod wodą, jakby morskie zwierzęta, zagłębiające się w płynny swój żywioł. Chwila stanowcza zbliżała się; gorączkowa niecierpliwość w naprężeniu trzymała umysły osób, znajdujących się na statku. Wszyscy milczeli, patrząc na Johna, i czekali jego rozkazów.
John, przechylony przez poręcz, przyglądał się przypływowi, badając niespokojnem okiem liny, łączące kotwice z okrętem, a silnie naprężone.
O pierwszej godzinie morze doszło największej wysokości; właśnie było w stanie spoczynku, to jest w owej krótkiej chwili, w której woda się już wznosi, ale nie opada jeszcze. Nie było co ociągać się z działaniem. Rozpięto żagle tak, by dął w nie wiatr w kierunku morza, a John wydał polecenie, by natychmiast wprawiono w ruch windy i dźwignie. Pod potężnem działaniem naprężyły się liny kotwiczne — kotwice trzymały wybornie i ani ruszyły się z miejsca. Należało działać szybko, bo pełne morze trwa zaledwie kilka minut i wkrótce miało opadać.
Zdwojono usiłowania; wiatr dął tak gwałtownie, że żagle uderzały o maszty. Pewne drgnięcia dały się uczuć, statek zdawał się podnosić. Może siła jednego więcej ramienia pomoże do wyrwania statku z ławicy piaszczystej!
— Heleno! Marjo! — wołał Glenarvan.
Obie kobiety pośpieszyły przyłączyć swe siły do wysiłku towarzyszów. Nastąpiło jeszcze jedno drgnięcie, ale nic więcej — bryg nie ruszył się z miejsca. Odpływ morza już się rozpoczął — i okazało

się, że nawet z pomocą wiatru i morza osada statku nie zdoła ściągnąć go na wodę.




LIV.

W KTÓRYM JEST TEORJA LUDOŻERSTWA.


Pierwszy środek ratunku, którego chwycił się John Mangles, zawiódł zupełnie. Trzeba więc było bez zwłoki chwycić się drugiego. Niepodobieństwo oswobodzenia statku było widoczne, i jedynem wyjściem z tego położenia było opuszczenie go. Czekać na wątpliwą pomoc było nierozsądkiem i szaleństwem. Zanimby przybył jaki sta-