Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/368

Ta strona została przepisana.

Glenarvan, Robert, Wilson i Mulrady skoczyli do wody. Tratwę przywiązano linami do skał sąsiednich; kobiety przeniesiono na ląd, nie zmoczywszy ani jednej nitki ich odzienia, i wkrótce wszyscy, zaopatrzeni w broń i żywność, stanęli na groźnych brzegach Nowej Zelandji.




LVI.

STAN KRAJU, W KTÓRYM ZNALEŹLI SIĘ PODRÓŻNI.


Glenarvan pragnął co prędzej dostać się do Aucklandu, lecz zbierające się od rana chmury spłynęły około 10-ej deszczem ulewnym. Zamiast więc udać się w drogę, trzeba było myśleć o schronieniu. Wilson w samą porę wynalazł grotę, wyżłobioną przez wodę w skałach bazaltowych, i podróżnicy schronili się tam z bronią i zapasami. Mnóstwo zeschłych roślin morskich, zaniesionych tam przez fale, zastąpiło posłanie. Przy wejściu do groty ułożono i zapalono stos drzewa, przy którym wszyscy osuszyli przemokłe odzienie. John wnosił po gwałtowności deszczu, że niedługo potrwa — lecz się omylił.
Godziny upływały bez żadnej zmiany, a o 11-ej zerwał się wiatr i zwiększał gwałtowność burzy. Cóż było robić? Szaleństwem byłoby puszczać się w drogę, bez przewodnika, w czasie takiej nawałnicy. Zresztą dosyć było kilku dni na dojście do Aucklandu, i gdyby tylko krajowcy nie nadeszli, to mniejsza o dwunastogodzinną zwłokę.
W czasie tego przymusowego odpoczynku rozmowa toczyła się o wypadkach wojny, której teatrem była wówczas Nowa Zelandja. Lecz aby należycie zrozumieć i ocenić okoliczności, w których znajdowali się rozbitkowie z Macquarie, trzeba obeznać się z historją walki, zalewającej krwią wyspę Ika-Na-Maoui.
Od czasu przybycia Abla Tasmana do cieśniny Cooka, dnia 1 grudnia 1642 r., Nowo-Zelandczycy, odwiedzani często przez okręty europejskie, pozostali wolni na niezależnych swych wyspach. Żadna potęga europejska nie pomyślała o opanowaniu archipelagu, królującego na oceanie Spokojnym. Misjonarze tylko, osiedlający się w rozmaitych punktach, rozsiewali w tych okolicach nasiona cywilizacji chrześcijańskiej. Niektórzy z nich jednak, mianowicie anglikanie, starali się namówić wodzów zelandzkich do uznania nad sobą władzy Anglji; a nawet, podszedłszy ich zręcznie, wymogli podpis na liście do królowej Wiktorji, z prośbą o opiekę. Przenikliwsi z wodzów przewidywali całą niedorzeczność podobnego postępowania, a jeden z nich, narysowawszy na liście, zamiast podpisu, deseń, w który był tatuowany, wyrzekł następujące słowa prorocze: „Zgubiliśmy kraj nasz; wkrótce cudzoziemiec go opanuje, a nas zamieni w niewolników”.